Dzisiaj uwierzyłam,
że do szczęścia mi wystarczy,
bym przy tobie była,
byś codziennie na mnie patrzył.
Niby tak zwyczajnie,
Ale oczy mówią wiele.
Uwierzyłam znów
Ten blask,
który inni we mnie dostrzegają.
Niech trwa,
no bo dotąd miałam go za mało.
Ten blask,
by zaistnieć potrzebuje Ciebie
Tylko mnie kochaj
że do szczęścia mi wystarczy,
bym przy tobie była,
byś codziennie na mnie patrzył.
Niby tak zwyczajnie,
Ale oczy mówią wiele.
Uwierzyłam znów
Ten blask,
który inni we mnie dostrzegają.
Niech trwa,
no bo dotąd miałam go za mało.
Ten blask,
by zaistnieć potrzebuje Ciebie
Tylko mnie kochaj
25 lipca 2012r.
-
Co się z tobą dzieje, do cholery?! – wykrzyknęła Rilla, patrząc mężowi prosto w
oczy. Miała nadzieję, że to jakiś koszmar, który się zaraz skończy. Nie chciała
wierzyć, że jej mąż tak bardzo się zmienił zaraz po ślubie. To było
nierzeczywiste, ale niestety wszystko na to wskazywało. Tylko że ona nie
chciała tego przyjąć do wiadomości.
-
Nic się nie dzieje i nie krzycz, bo boli mnie głowa – jęknął siatkarz, upijając
łyk wody z trzymanej przezeń szklanki. – Nie rozumiem, czemu i z czego robisz
grecką tragedię.
-
Nie rozumiesz? Ach, uśmiałam się. Zanim wyjechaliśmy z Polski, nie znosiłeś
dziennikarzy, wywiadów i ogólnie mediów. A odkąd tutaj jesteśmy, czyli od
wczoraj, cały czas tylko rozmawiasz z tymi hienami z brukowców i to w ten
okropny „gwiazdorski” sposób. Mówisz rzeczy, o których nie myślisz. Zmyślasz,
opowiadasz nieprawdziwe historie. Wszystko, by zabłysnąć! Tylko, dlaczego razem
z tymi nagłymi objawami „gwiazdorzenia” wyżywasz nie na mnie? Nie zamierzam
tego tolerować, Bartek!
-
Och, daj spokój! Sama jesteś dziennikarką i… - Urwał, gdyż rozległo się
brzęczenie telefonu Rilli. Dziewczyna nie ruszyła się w kierunku komody, na
której on leżał, więc Bartek rzucił: - No odbierz, na co czekasz?
Jego
żona podeszła do szafki, wzięła komórkę i odebrała, starając się, by jej głos
zabrzmiał jak najbardziej naturalnie:
-
Riley O’Harley. – Czuła na sobie czuje spojrzenie męża, ale nie spojrzała na
niego. Na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech i pociągnęła rozmowę płynną angielszczyzną.
– Witaj, Greg! Tak dawno cię nie widziałam! Naprawdę? Tak, zgadzam się. Jak
najbardziej. – Energicznie kiwała głową i uśmiechała się promiennie. – W takim
razie w naszej kawiarni jutro o naszej porze? Wspaniale, mam ci tyle do
powiedzenia. Do zobaczenia, Greg!
Rozłączyła
się i rozchmurzona przyjemną rozmową, spojrzała na Kurka, który wpatrywał się w
nią z ponurą miną.
-
Kto to był?
-
A ja muszę ci się ze wszystkiego spowiadać? – Zapytała, unosząc głowę dumnie do
góry. Po chwili jednak dodała: - Gregory Thomson, mój znajomy dziennikarz.
-
Raczej twój były narzeczony. Dlatego przedstawiasz się panieńskim nazwiskiem?
-
Do cholery, Bartek! Rozmawialiśmy o tym! Ludzie kojarzą mnie pod panieńskim
nazwiskiem, więc nie będę go zmieniać. Nie chcę bazować na twojej popularności!
A poza tym, co to ma wspólnego z Gregiem?
-
Może będzie chciał cię odzyskać?
-
Wiesz, że nie toleruję zazdrości. Rozstałam się z nim, zanim cię poznałam, więc
proszę, nie rób scen.
-
Nie robię scen, tylko denerwuje mnie twoje zachowanie! – krzyknął wściekły
siatkarz, a na twarzy jego żony pojawiło się oburzenie. Chwyciła sweter,
komórkę i torebkę, po czym bez słowa ruszyła w stronę wyjścia. W drzwiach
zatrzymała się jeszcze i powiedziała:
-
Ja ufam ci bezgranicznie i bardzo mi przykro, że ty mnie nie. – Wypadła na
korytarz na oślep i wpadła prosto w ramiona Cichego Pita, który zaalarmowany
krzykiem pojawił się pod ich drzwiami.
-
Co jest grane, Rudzielcu? – zapytał, lekko gładząc ją po włosach.
-
Jestem niespełna dwa dni po ślubie i już zastanawiam się, czy to nie był błąd…
-
O Jezu Chryste! Ty nie mów takich rzeczy, Rilla – rzucił przerażony chłopak,
ale po chwili z szelmowskim uśmiechem dodał: - Ale jakby, co to uciekniemy do
Vegas i weźmiemy szybki ślub, no nie? Dobra, żartowałem tylko. Ja biorę
przecież ślub z aparatem Aparatki, no nie? Dobra, zmykaj, a ja pogadam z panem…
- urwał na dźwięk jakiegoś trzasku z pokoju małżonków i sprostował: - Spróbuję
pogadać z panem Bartkiem Złym Humorkiem. Kurde, miało się zrymować!
-
Kocham cię, Pit! – oznajmiła nagle Riley, wspinając się na palce i całując go w
policzek, po czym ruszyła w stronę schodów i krzyknęła: - Do zobaczenia!
-
Pa! – odkrzyknął, wchodząc do pokoju. Zbiegająca po schodach dziewczyna
usłyszała jeszcze jego pytanie: „Czy ty chcesz spieprzyć sobie małżeństwo?” i
odpowiedź męża, która prawie zmusiła ją do powrotu do pokoju: „Oczywiście, że
nie, ale wszystko mi się sypie…”.
-
Wszystko mu się sypie, wszystko mu się sypie! Jak zabiorę rzeczy i trzasnę
drzwiami, to też mu się posypie. Tynk ze ścian! – mruknęła pod nosem wściekła
mężatka.
-
A co takiego się stało, co? – Usłyszała rozbawiony głos Zbyszka, który z
wesołym uśmiechem spojrzał na roztrzęsioną dziennikarkę. – Myślałem, że nikt
nie potrafi być bardziej wkurzający niż ja, ale widzę, że Kurek robi mi
konkurencje!
-
Oj, Bartman, Bartman! – zaśmiała się Rilla i miała porozmawiać z chłopakiem
jeszcze przez chwilę, ale zauważyła sylwetkę Di, więc rzuciła szybko: - Bardzo
chętnie z tobą pogadam, ale umówiłam się z Dianą. Do zobaczenia później! I mam
prośbę: idź do naszego pokoju, bo obawiam się, że będzie trzeba ściągać go ze
ściany.
-
Kogo?
-
Mojego męża albo Pita. To zależy w dużej mierze od tego, czy Piotruś jest w
nastroju do żartów, a Bartuś będzie się z nich śmiał, czy raczej brał je na
serio. Tylko ty się nie bij, dobrze? Jeden mądry musi być! – Rilla uścisnęła
serdecznie zawodnika, czując, że poprawił jej się humor i pognała w kierunku
zbliżającej się przyjaciółki.
-
Cześć, kochanie!
-
Hej, co jest grane? – Czujnemu spojrzeniu Stankiewicz nie umknęły nerwowe ruchy
rąk przyjaciółki.
-
Zaraz ci powiem. Nie chcesz się przywitać ze Zbyszkiem? – zapytała, wskazując
na atakującego, który wpatrywał się w nie z uśmiechem.
-
Raczej nie. Muszę go unikać.
-
Dlaczego?
-
Zaraz ci powiem – odpowiedziała z uśmiechem fotografka, ciągnąc Riley w
kierunku jej auta. Chwilę później dojeżdżały do ukochanej kawiarni, w której od
dziesięciu lat nic się nie zmieniło. To tutaj zjadły lody, kiedy Di pierwszy
raz odwiedziła przyjaciółkę w Londynie. Zajęły ulubione miejsca w rogu przy
wielkim oknie wychodzącym na wschodni brzeg Tamizy i zamówiły dwa desery
sułtańskie. Przez cały ten czas nie odzywały się do siebie ani słowem, tylko
mierzyły się nawzajem wzrokiem.
Zdaniem
Rilli Diana wyglądała olśniewająco i czuła, że było to spowodowane polepszeniem
jej relacji z Bartmanem. Dlatego też była absolutnie zszokowana stwierdzeniem
przyjaciółki, że musi unikać siatkarza. O co w tym wszystkim chodziło? Młoda
mężatka miała nadzieję za chwilę się tego dowiedzieć.
Z
kolei Stankiewicz patrzyła na Riley i nie poznawała jej. Blada twarz, cienie
pod oczami, w których – notabene – widniał taki smutek, rozczarowanie i
bezradność, że Di chciało się płakać. Co się stało z tą jeszcze wczoraj radosną
i najszczęśliwszą na świecie żoną? Przypomniała sobie swoje słowa na weselu: „Jeśli ją skrzywdzisz… Zobaczysz, jaką zimną suką potrafię
być.” Czyżby już nadszedł ten czas?
-
O co chodzi, co? Co takiego zrobił ci Bartek? – Zapytała w końcu Di znad wielkiego
pucharu lodów i bitej śmietany.
-
Właściwie nic – odpowiedziała Rilla, wzruszając ramionami. – Oprócz tego, że
odkąd tu jesteśmy liczą się tylko kolejne wywiady. A jego nadopiekuńczość,
wybuchy zazdrości i kompletny brak zaufania doprowadzają mnie do szewskiej
pasji!
-
Idę tam i przemówię mu do rozsądku!
-
Nie musisz, Piotrek i Zbyszek się już tym zajęli. To znaczy: Piotrek się zajął,
a Zbyszek będzie ich chyba ratował przed trafieniem do szpitala.
-
Chyba?
-
Ze Zbyszkiem to nigdy nic nie wiadomo – odpowiedziała ze śmiechem. – A
uwierzysz, że cała afera tylko o to, że umówiłam się na kawę z Gregiem
Thomsonem?
-
Przecież rozstaliście się dawno przed nastaniem Bartka! – Wykrzyknęła oburzona
Di.
-
Wiem i on też o tym wie. Dlatego się martwię. Ale teraz lepiej mów, co z tobą i
Zbyszkiem.
- Co ze mną i Zbyszkiem? –
Powtórzyła Diana w zamyśleniu. – To chyba logiczne, że nic – mruknęła wbijając
ponownie spojrzenie w puchar lodów. Nie rozmawiała z nim od czasu hotelowego
incydentu, ba właściwie to nawet starała unikać się przebywania w jednym
pomieszczeniu z mężczyzną dłużej niż to konieczne, dlatego, kiedy tylko trener
oznajmiał koniec treningu to ona jako pierwsza znikała z hali.
- Więc czemu go unikasz? –
Spytała O’Harley nic nie rozumiejąc.
- Bo mnie pocałował – oznajmiła
szczerze patrząc jak z ręki przyjaciółki wypada łyżeczka. Chrząknęła z
uśmiechem wzruszając lekko ramionami.
- Kiedy?
- Och wczoraj przyszedł do hotelu
i zaczaił się na mnie pod drzwiami. Usłyszałam pukanie, ale byłam akurat pod prysznicem,
więc dopiero po jakimś czasie wyszłam i zobaczyłam go opartego ścianę,
myślałam, że śpi i okryłam go kocem, a on wykorzystał moją uwagę i mnie
pocałował! – Wykrzyknęła blondynka na tyle głośno, że kelner spojrzał na nią z
niepokojem.
- To fantastycznie! – Ucieszyła
się Rilla ze szczęścia Stankiewicz, ale widząc ponurą minę dziewczyny zamilkła.
- Wcale tak nie uważam.
- Czemu nie? – Zdziwiła się Riley
kompletnie nic nie rozumiejąc.
- Jak ty nas sobie wyobrażasz?
Mam pracę, studia, a on siatkówkę nie wspominając już o tym, że mieszkamy od
siebie dosyć daleko – ostudziła zapał przyjaciółki Di, patrząc trzeźwo na
sytuację.
- Ale dla
miłości nie ważna jest odległość…
- Miłość? Sama chyba nie wierzysz
w to, że on mógłby mnie pokochać. To w końcu Bartman. Bartman zdobywca, a ja
nie mam zamiaru być jego kolejnym łupem.
- Jesteś przecież w nim zakochana
– wtrąciła zagubiona mężatka, ale Stankiewicz pokręciła głową energicznie.
- Wolę go kochać z daleko niż
cierpieć przez złamane serce.
- On nie jest
taki jak się wydaje…
- To świetny facet masz rację,
ale skoro nie potrafię go teraz nie lubić to wolę trzymać się z daleka.
Westchnęła ciężko wiedząc, że
jeśli Diana coś sobie postanowi to ciężko ją od tego odwieźć, a co gorsze ta
sytuacja wydawała się jej teraz beznadziejna. Stankiewicz była bardzo uczuciową
osobą, co sama w sobie przeklinała. Łatwo się przywiązywała do ludzi, a jeszcze
łatwiej było ją zranić. Dlatego też tak często musiała być nieufna i chłodna.
Dlatego bała się uczuć do
Bartmana.
Przemyślenia obu dziewcząt
przerwał dźwięk telefonu Stankiewicz, który dziewczyna szybko wyjęła z torebki
i minęła dobra minuta nim uświadomiła sobie, kto do niej dzwoni.
- To trener – wyszeptała cicho
blednąc nagle, a Rilla wciągnęła powietrze mając złe przeczucia by w końcu
przemówić po angielsku. – Słucham? Tak tutaj Diana. Teraz? Dobrze. Tak, tak.
Damy radę. Oczywiście… Najszybciej jak się da… - Anastasi przerwał rozmowę
rozłączając się gwałtownie. Di wciąż dzwonił w uszach jego ponury głos. –
Musimy natychmiastowo wrócić do wioski olimpijskiej.
- Czemu? – Zaskoczyła ją ta
informacja, chociaż mogła oznaczać jedno. Jej kochany mąż coś zrobił.
- Nie wiem. Mamy coś wyjaśnić –
bąknęła zagubiona Stankiewicz prosząc kelnera o rachunek, który niemal w
mgnieniu oka uregulowała. Rilla pospiesznie zadzwoniła do byłego narzeczonego
ze szczerymi przeprosinami odwołując spotkanie.
Kilkanaście minut później obie
przepuszczane były przez ochroniarza do hali części treningowej polskich
siatkarzy. Rilla nerwowo przebierała w palcami w powietrzu, a Stankiewicz snuła
przypuszczenia, co do powodu ich nagłego wezwania. Żadne z nich się nie
potwierdziło w chwili, kiedy przekroczyły próg gabinetu Anastasiego.
- O matko! – Krzyknęła Rilla w
tym samym momencie, co Diana i obie pędem doskoczyły do posiniaczonego Kurka i
Pita. Dopiero po chwili dostrzegły siedzącego w kącie Zibiego z rozciętą wargą.
Co najdziwniejsze towarzyszyli im też Igła, Winiar oraz Możdżonek, a to mogło
oznaczać tylko jedno.
Podczas ich nieobecności miała
miejsce bójka.
- Czy ktoś mi może wyjaśnić, co
tu się stało? – Spytała Rilla, w której to oczach jarzyły się niebezpieczne
iskierki. Zgodne milczenie zawodników dodało kolejny argument do radości z
bycia kobietą.
- Uspokój się. Jesteś w ciąży nie
wolno ci się denerwować – zbawienny spokój Diany chyba udzielił się i jej, bo z
kapitulacją opadła na jedyną wolną kozetkę. – No, więc panowie jak to było?
I zaczęli jeden przez drugiego
drżąc się przy tym niemiłosiernie jak stado rozwścieczonych wyjców, a Rilla
musiała przyznać, że Diana uciszyła ich wyjątkowo sprawnie zaledwie jednym
miażdżącym spojrzeniem.
- Pit – blondynka udzieliła głosu
jako pierwszemu Nowakowskiemu, a wielki siniak, jakim było oko chłopaka
mrugnęło w jej kierunku.
- No po rozmowie z Rillą
poszedłem do Bartka Złego Humorka, który był na tyle zdenerwowany, że aż…
- Gdybyś nie chciał opowiadać
tych swoich kretyńskich żarcików to nic by się nie stało! – Przerwał mu
gwałtownie Kurek podrywając się z miejsca, a Stankiewicz stanęła mu na drodze
do przyjaciela. – Przesuń się!
- Bo co? Uderzysz kobietę? – Dwa
pytania podziałały jak kubeł zimnej wody i Bartosz ponownie zajął miejsce na
stołku ewidentnie zakłopotany. – Tak myślałam.
- Słysząc słowa, których nie będę
powtarzał przy paniach – Bartman mrugnął znacząco w kierunku Di, z
rozczarowaniem widząc brak rumieńca na jej obliczu – dotarłem do pokoju Kuraka i
widząc jak się okładają z Pitem postanowiłem ich rozdzielić, przez co i mi się
oberwało. Wreszcie wynikła taka awantura, że wkroczył Możdżonek, Winiar i Ignaczak
z kamerą, a za nimi trener Anastasi.
- Ale na co tu my? – Spytała
Stankiewicz marszcząc przy tym brwi, czujnie unikając stalowego spojrzenia
Zbyszka.
- Musimy pogodzić naszych
małżonków – wyjaśnił Pit z uśmiechem.
- On mi wcale nie ufa – mruknęła
rozgoryczona Rilla, spoglądając na Kurka.
- Ufam, ale jestem cholernie
zazdrosny, bo tak bardzo cię kocham… - Powiedział Bartek padając na kolana
przed Rile, a ta ku uciesze zgromadzonych mu wybaczyła. – A was chcę
przeprosić. Jestem palant.
- To fakt – potaknął Nowakowski,
a wszyscy się roześmiali. - Jak myślisz Di ten siniak
nadaje mi bardziej męskiego wyglądu?
-
Pit... Ja bym to określiła jako bardziej poobijanego, ale jak się przychyli
głowę, zamknie lewo oko i przymknie prawe wręcz gryziesz testosteronem! –
Wykrzyknęła blondynka, a kiedy Pit wstał z miejsca i rozpoczął za nią gonitwę z
oburzeniem przyjęła do wiadomości brak pomocy innych.
Wreszcie Nowakowski złapał ją w
pół i zaczął zmasowany atak łaskotek. Blondynka chichotała się jak najęta
prosząc, aby środkowy przestał, aż w końcu zwróciła się o pomoc do Bartmana, na
którą długo nie musiała czekać. Już wyprostowana poprawiła na sobie ubranie, a
Rilla nie mogła powstrzymać odwzajemnienia szerokiego uśmiechu przyjaciółki.
- No to w miarach nagrody za nieocenioną
pomoc porywam pannę Stankiewicz – powiedział Zibi z przebiegłym uśmiechem,
wyciągając rękę w kierunki blondynki, a ona cofnęła się.
- Ale wy… No tego… Musicie coś
tam robić – wybełkotała, a wszyscy zgodnie zaprzeczyli. – Jak nie, jak tak… -
zapewne miała coś dodać, ale poczuła na swoich plecach palce Pita, który z
niewinnym uśmiechem popchnął ją prosto w kierunku ramion Bartmana. Jeszcze na
korytarzu było słychać jej głos krzyczący „konfident.”
***
Parabim-pabum. Oto nowy rozdział. Żyjecie jeszcze? Jak wakacje? Mam nadzieję, że korzystacie z pogody, bo u mnie jest cudowna.
Pozdrawiają,
I&F