Ja chciałbym tak zawsze biec pod wiatr
Nie liczyć dni, ciągle zmieniać twarz
Sprawić, by czas wciąż owijał mnie
Wszystko to już dziś nie liczy się
Bo jesteś Ty
Zaczynasz ze mną dzień
Bo jesteś wciąż
Gdy zaczyna się noc
Już wszystko mam
Cóż więcej mógłbym chcieć?
Bo jesteś tu
I zawsze tu bądź
Nie liczyć dni, ciągle zmieniać twarz
Sprawić, by czas wciąż owijał mnie
Wszystko to już dziś nie liczy się
Bo jesteś Ty
Zaczynasz ze mną dzień
Bo jesteś wciąż
Gdy zaczyna się noc
Już wszystko mam
Cóż więcej mógłbym chcieć?
Bo jesteś tu
I zawsze tu bądź
30 czerwca 2012r.
Promienie słońca leniwie wdzierały się do pokoju i
łaskotały po policzku uśmiechającą się przez sen Riley O’Harley. Dziewczyna
westchnęła rozkosznie i otworzyła oczy, które swoją niebieską barwą robiły
konkurencję wodom Oceanu Spokojnego. Przeciągnęła się jeszcze i zgrabnym ruchem
zsunęła z wysokiego łóżka na pokrytą grubym dywanem podłogę. Miała wyjść z
sypialni, ale odwróciła się i spojrzała jeszcze na śpiącego smacznie Bartka.
Uśmiechnęła się szeroko i poczuła, jak serce zaczyna jej szybciej bić – zawsze
tak się czuła w jego obecności. Spojrzała na zegarek i doszła do wniosku, że
przygotuje ukochanemu śniadanie.
Weszła do łazienki, przemyła twarz letnią wodą i umyła zęby, by następnie
zająć się czesaniem swoich kasztanowych włosów, które tak uwielbiał Bartek.
Spięła je w luźny warkocz i obrzuciła krytycznym wzrokiem swoje odbicie w
lustrze. Blada cera pięknie kontrastowała z ciemnymi włosami i ustami, lekko
zadarty nos nadawał jej twarzy charakteru, a niebieskie oczy błyszczały tym
magicznym blaskiem, o którym pisali najznamienitsi poeci. Ubrana w ulubioną
piżamę – koszulkę Bartka, która dla niej mogła być tuniką, a nawet sukienką.
Usatysfakcjonowana swoim wyglądem weszła ponownie do sypialni, pozbierała
naczynia po wczorajszej kolacji i odsłoniła okna. Po raz drugi upewniła się, że
ukochany jeszcze śpi, po czym cicho wymknęła się z pokoju.
Przeszył ją przyjemny dreszcz, gdy przemknęła boso po zimnych kafelkach i
szybko weszła do kuchni. Jej dotychczasowy uśmiech powiększył się jeszcze
bardziej, gdy weszła do pomieszczenia. Mama nauczyła ją porządku i każdego
dnia, gdy Rilla widziała idealnie wysprzątaną kuchnie, czuła niesamowity
spokój. Poza tym, kiedy była malutką dziewczynką i obserwowała krzątającą się
po kuchni matkę, marzyła, że ona też kiedyś będzie gotować dla ukochanego
mężczyzny. Uwielbiała te chwile, kiedy Bartek wracał do domu, a ona szykowała
coś do jedzenia. Obejmował ją wówczas, zniżając się o te trzydzieści
centymetrów do jej poziomu i całował w policzek. Na samo wspomnienie zrobiło
jej się ciepło, a na twarz wystąpiły rumieńce. Potrząsnęła jednak głową i
wróciła do rzeczywistości.
Schowała brudne naczynia do zmywarki, z lodówki wyjęła potrzebne jej
artykuły spożywcze i zabrała się za szykowanie kanapek. Gdy na ostatnią kładła
plasterek żółtego sera, zadzwonił telefon, który odebrała błyskawicznie, bojąc
się, że dzwonek może obudzić śpiącego Bartka.
- Cześć, Zibi! Coś się stało? – zapytała, wychodząc na dwór przez drzwi
tarasowe, by zerwać z grządki trochę szczypiorku i pomidorów na kanapki.
- A czy coś musi się stać, żebym zadzwonił do przyjaciółki? Szczególnie, że
obchodzi ona dzisiaj urodziny? – Optymizm i beztroska Bartmana jak zwykle
dała jej się we znaki. Na twarzy wykwitł jeszcze bardziej promienny uśmiech, a
ruchy kobiety stały się lżejsze i pełne swobody.
- Wiesz, że zupełnie zapomniałam, że dzisiaj jest
trzydziesty? Jakoś strasznie szybko ten czas leci…
- No widzisz, ja nie zapomniałem i chcę ci złożyć
najserdeczniejsze życzenia. A prezent dostaniesz, jak się zobaczymy w przyszłym
tygodniu. I, zanim mi przerwiesz, chcę powiedzieć, że nie musisz mi za to
dziękować. Ale cię znam i wiem, że i tak to zrobisz.
- Faktycznie, bardzo dziękuję. Nie tylko za życzenia,
ale za to, że dzięki tobie mogę teraz z uśmiechem robić kanapki ukochanej
osobie, która jeszcze pochrapuje i przede wszystkim za to, że mogę czuć się
szczęśliwą.
- Dobra, poddaję się. Studia dziennikarskie nie poszły
na marne, nie przebiję cię w przemowach. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i
nie ma za co. No i walnij tego śpiocha ode mnie, jak się już obudzi. Trzymaj
się, Rilluś!
- Ty też. Pa!
Po krótkiej wymianie zdań
z przyjacielem w Riley wstąpiła jakaś niespodziewana energia. Szybko dokończyła
robienie kanapek, które ułożyła na talerzu i postawiła na drewnianym parapecie,
a sama zjadła jogurt z płatkami kukurydzianymi i wypiła ulubioną herbatę
jaśminową.
Zachęcona bezchmurnym niebem i jasno świecącym
słońcem, wyszła na dwór i przeszła się po ogrodzie. Usiadła na ławeczce przy
oczku wodnym i obrzuciła wzrokiem wszystko, co ma. Z uśmiechem i radością
wspomniała ostatni rok.
Trochę ponad rok temu została poproszona o napisanie
reportażu o polskiej reprezentacji siatkówki. Była idealną kandydatką – matka
Polka, ojciec Brytyjczyk – i z radością wróciła do kraju, który tak kochała. Na
początku miał to być miesiąc, a została na zawsze. Na pierwszy ogień poszedł
Bartman, którego od razu polubiła. W ramach integracji zabrał ją na imprezę, na
której poznała Bartka, z którym teraz chciała spędzić całe życie. Pokochała nie
tylko Kurka, ale całą reprezentację, która tak bardzo ją wspierała. I zmieniła
wszystkie swoje plany przez jedno jego słowo. „Zostań”.
- Wszystkiego najlepszego, skarbie. Dlaczego mnie nie
obudziłaś? – Wyrósł za nią jak spod ziemi, była tak zamyślona, że nie usłyszała
jego kroków. I na miły początek dnia jego głos… Wstała i zarzuciła mu ramiona
na szyję. Nic nie musiał mówić, ona wiedziała doskonale, o czym myśli. Po długiej
chwili trwania w uścisku, wyswobodziła się z jego objęć i, patrząc na niego z
obawą w oczach, zapytała:
- Ale chyba nie kupiłeś mi prezentu, co? – Bartek
podrapał się po głowie i uśmiechnął nieznacznie. – Kochanie, mówiłam tyle razy,
że nie chcę prezentów. Najlepszym darem losu jest to, że mogę spędzać czas z
tobą.
- Wiem, że ich nie lubisz, ale nie mogłem się
powstrzymać i… Auu! – jęknął i zgiął się w pół. Przerażona Rilla pochyliła się nad
nim, obawiając się jakiejś kontuzji. Zbladła, a serce nie biło już z radości,
ale przerażenia, które wyparowało, gdy spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem.
Cofnęła się o krok, by zauważyć, że tym drobnym zabiegiem doprowadził do
sytuacji, w której klęczał przed nią, trzymając w dłoni małe, czerwone
pudełeczko.
- Nie wierzę, że… – Na jej twarz znowu wstąpił
uśmiech.
- Jesteś dokładnie taka, jak w moich snach i
marzeniach, a może jeszcze piękniejsza. Czy zechcesz wyświadczyć mi ten
zaszczyt i zostać moją żoną? – Rilla upadła na kolana i przytuliła się mocno do
Bartka, który poczuł właśnie, że ma wszystko, czego można chcieć. Jeszcze nic
nie powiedziała, ale on już znał odpowiedź zanim otworzyła usta.
***
15 lipca 2012r.
Siatkarze właśnie korzystali z pierwszych godzin dnia,
podczas których mogli odpocząć od treningów, które rozpocząć się miały już
niedługo. Zwycięstwo w Memoriale Huberta Wagnera w Zielonej Górze było dla nich
celem koniecznym do osiągnięcia. Chociaż w tym momencie powinni skupiać się
tylko na jak najlepszym rozegraniu spotkania, myśli Bartosza Kurka były
zaprzątnięte czymś innym.
- Zibi, możemy pogadać? – zapytał, podchodząc do
roześmianego Bartmana.
- Jasne. – Oddalili się nieco od hałaśliwego tłumu
sportowców i usiedli na drewnianej ławeczce w cieniu. – O co chodzi?
-
Będziesz moim świadkiem? – Bartek wyrzucił z siebie te słowa z prędkością
wystrzału z karabinu maszynowego.
-
Ty i Rilla… – Bartman przelotnie spojrzał na kobietę, która aktualnie
prowadziła wesołą konwersację z Cichym Pitem i Winiarem. – Bierzecie ślub?
-
Nie… Ja i królowa Elżbieta, wiesz? – Męczyła go ta rozmowa, chciał, żeby
zakończyła się jak najszybciej. -
Druga?
- Dla ciebie może być nawet pierwsza – rzucił coraz bardziej zniecierpliwiony Kurek.
- Dla ciebie może być nawet pierwsza – rzucił coraz bardziej zniecierpliwiony Kurek.
-
Nie sądziłem, że kręci cię profanacja zwłok… – Za chytrym uśmieszkiem Zibi
ukrywał ogromne zdziwienie ślubem przyjaciela.
-
Bartman! – Wściekły Kurek wyglądał naprawdę przerażająco, ale nie na tyle, by
wystraszyć Zibiego.
-
Wiem, że tak się nazywam. Dobra, wyświadczę cię tą przysługę.
-
Jaką znowu przysługę?
-
Będę twoim świadkiem, koguciku! Ale mnie zaskoczyłeś. Myślałem, że ten
pierścionek to prezent urodzinowy. Ty się żenisz, nieprawdopodobne, stary!
W tym momencie podeszła do nich
Rilla, a jej promienny uśmiech roztopił serca dwóch panów. Jeden miał zostać
jej mężem, a drugi był „ojcem” ich związku. Bartek szybko jednak zauważył
kluczyki w jej dłoni i zaniepokojony zapytał:
- Gdzie jedziesz?
- Cześć, kochanie! Też się cieszę, że cię widzę. – Riley uwielbiała droczyć się z narzeczonym, w czym wtórował jej Bartman, do którego też puściła właśnie oczko.
- Gdzie jedziesz?
- Cześć, kochanie! Też się cieszę, że cię widzę. – Riley uwielbiała droczyć się z narzeczonym, w czym wtórował jej Bartman, do którego też puściła właśnie oczko.
- To jest oczywiste. Ale gdzie
jedziesz?
- No i widzisz, jak ty mnie słuchasz. Wczoraj wieczorem mówiłam ci, że jadę na dworzec po Di.
- No i widzisz, jak ty mnie słuchasz. Wczoraj wieczorem mówiłam ci, że jadę na dworzec po Di.
- Jaką znowu Di? – zapytał Kurek,
drapiąc się po głowie, a Rilla teatralnie wywróciła oczami, a następnie
spojrzała na Bartmana, niemo błagając o ratunek.
- Zibi, uszczypnij mnie, bo nie
wierzę, że ten tuman zostanie za trochę ponad tydzień moim mężem! – Oparła
dłonie na ramionach narzeczonego, wspięła się na palce i pocałowała go w usta.
Na tyle krótko, by nikogo nie zgorszyć, ale wystarczająco długo, by podkreślić
swoją przynależność do niego. – Do zobaczenia, kochanie. Wracam za kwadrans.
-
Wracam za kwadrans, wracam za kwadrans – mruczał Bartek, patrząc za oddalającą
się sylwetką Rilli. – A potem woła, żebym wyłączył zupę za dwie godziny…
***
Cóż, po dłuższym namyśle (dziękujemy Ozilli za zwrócenie uwagi) doszłyśmy do wniosku, że dwa rozdziały na tydzień to troszkę za dużo, więc będzie jeden tygodniowo - we wtorki. Na stronie głównej bloga widnieje nowy, piękny szablon, za który bardzo dziękujemy Chesire z Wyimaginowanej Grafiki. Czy coś jeszcze? Chyba nie. Dwa - trzy pierwsze rozdziały mają charakter wprowadzający, a potem akcja pójdzie już do przodu.
Dziękujemy za wszystkie miłe słowa, postaramy się nie zawieść oczekiwań.
Pozdrawiamy
I&F.
Z prologu od razu przeszłam tutaj ;) I tak upiekę dwie pieczenia na jednym ogniu ;D Przy okazji dziękuję za powiadomienie mnie o Waszym blogu, już został wpisany u mnie, co jest jednoznaczne z tym, iż macie we mnie czytelniczkę :)Przejrzałam wszystkie Wasze zakładki i jestem pod ogromnym wrażeniem (jak widać, nie tylko ja nie potrafię obejść się bez muzyki ;)) Zbytnio nie przepadam za siatkówką (wybaczcie, ale dla mnie jest ona nudna) ale dla Was pana Kurka przeżyję ;* Szablon jest cudny i to w jeszcze jednym z moich ulubionych kolorów - niebieskim.
OdpowiedzUsuńJeżeli każdy Wasz rozdział ma się zaczynać cytatem/tekstem piosenki/wierszem to mogę na bok odrzucić Mickiewicza i swoje słuchawki ;D
Nie ma to jak budzić się co ranek z uśmiechem i to jeszcze z ukochanym facetem przy boku - normalnie marzenie każdej (no, może przesadziłam) dziewczyny. Riley ma szczęście, można powiedzieć. I tak jak ja, nie znosi bałaganu (przy mojej siostrze to istny horror - zawsze syf zostawia). Ech, gdyby tak do mnie dzwonili rano znajomi z życzeniami, a nie dopiero na imprezie (nie żebym narzekała, ale podczas domówki dostaje je z trzy czy cztery razy i to w różnych stanach trzeźwości). I na dodatek ślub! Ach, wesela! Jedyne party, gdzie nie musisz płacić ani za wejściówkę ani za alkohol ani za paliwo.
Na koniec chciałabym zapytać co z Waszymi pozostałymi blogami? Nadal będziecie je prowadzić?
Pozdrawiam gorąco,
Cieszę się, że zaczęłyście tą historią. Początki zawsze są trudne i mogłabym się przyczepić do kilku rzeczy, ale nie chcę :P Historia zapowiada się bardzo interesująco. Dużo się dzieje, a to znaczy, że nudno nie będzie. Bohaterowie są świetni (moi ulubieni), więc macie we mnie stałą czytelniczkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Z ogromnym opóźnieniem, ale w końcu i ja tutaj dotarłam. Przepraszam, że tak późno, ale szkoła... Cóż, to słowo chyba wszystko tłumaczy, bo każdy wiek, jak to jest z tą "przecudną instytucją". Może leiej przejdę już do konkretów.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że aż nie mogłam się doczekać przeczytania Waszego wspólnego opowiadania. Bo co może powstać ze współprzcy dwóch tak wspaniałych pisarek? Arcydzieło, nic innego :) I oczywiście się nie pomyliłam, bo wszystko jest idealne. Sam prolog może wydał mi się troszeczkę niejasny (ale chyba właśnia taka jego rola, prawda?), za to równocześnie niezwykle ciekawy i intrygujący. Tak więc bez zwłoki przeszłam do czytania pierwszego rozdziału, którym jestem niemniej oczarowana. Riley od razu wzudziła moją sympatię. Z takimi postaciami aż chce się mieć do czynienia. Bartka w zasadzie też polubiłam, mimo że na codzień nie jestem aż taką wielką fanką siatkówki. No, ale ostatecznie nie o grę tutaj chodzi, tylko o pisanie, które w Waszym wykonaniu wychodzi cudownie. Podsumuwjąc, jestem pod ogromnym wrażeniem i oczywiście chcę być informowana o nowych rozdziałach.
Pozdrawiam serdecznie,
Lakia
Zakochałam się po prostu w tym opowiadaniu. Wcześniej nie przepadałam za tymi opowiadaniami, gdzie występowali sportowcy, ale dzięki Ozilli pokochałam opowiadania o siatkarzach, tak więc będę stałą czytelniczką.
OdpowiedzUsuńDodatkowo urzekł mnie szablon, co jest dość trudnym zabiegiem ;)
Podziwiam was też za to, że potraficie razem pisać jedno, spójne opowiadanie. Ja nigdy tego nie potrafiłam.
Początki zawsze są trudne, sama zaczęłam właśnie pisać, ale wam idzie bardzo dobrze.
Chciałabym być informowana, więc jeśli to nie problem zapraszam na podwojna-gra.blogspot.com