25 września 2012

Rozdział 2 "Howl"

Moje palce rozrywają twoją skórę, próbując przerwać tę drogę.
Jesteś księżycem, który przerywa tę noc, dla której muszę wyć.
Moje palce rozrywają twoją skórę, próbując przerwać tę drogę.
Jesteś księżycem, który przerywa tę noc, dla której muszę
[…]
Uważaj na klątwę, która spada na młodych kochanków
Zaczyna się tak miękko i słodko, a zamienia ich w myśliwych


15 lipca 2012r.


Sześcioletnia dziewczynka stała na scenie w kostiumie Calineczki. Pośród tłumu przyglądających się jej widzów szukała tej jednej osoby. Tej jednej osoby, do której mówiła „mamo.”
Eliza Stankiewicz zajmowała miejsce w pierwszym rzędzie i kiedy rozległy się oklaski, to ona jako pierwsza poderwała się z miejsca. Diana chciała, by ten moment trwał dłużej. Chciała zawsze widzieć w oczach mamusi dumę.
Ludzie klaskali, krzyczeli, a to wszystko docierało do niej - tak maleńkiej jeszcze istotki o wielkich marzeniach. Z pokorą pokłoniła się razem z resztą tancerzy i kurtyna opadła na scenę zasłaniając zarówno dekorację jak i ich samych.
- Di, wstawaj – wychrypiał ktoś nad jej uchem.
Zaledwie rok później podczas wakacji jej matka usiłowała zapisać ją na warsztaty w Hiszpanii. Stała wtedy obok, obserwując trenera swymi zielonymi oczami. To zabawne, ale wcale nie wydawał się jej taki straszny. Był po prostu zupełnie inni niż te kobiety, u których uczyła się dotychczas. One zwykle przemawiały łagodnie i powoli, jakby dzieci miały za osoby spowolnione w rozwoju.
- Przykro mi, jest za młoda – powiedział mężczyzna, przypatrując się jej z uwagą, a ona uniosła główkę z odwagą.
- Ja tylko wydaję się być taka mała – oznajmiła z determinacją, a matka uciszyła ją spojrzeniem z rodzaju „milcz, teraz dyskutują dorośli”.
- Może i jest młoda, ale ciężko pracuje i ma talent.
Mężczyzna ponownie przeniósł na nią swoje brązowe spojrzenie. Schylił się tak, by móc spojrzeć jej prosto w oczy, jakby coś szacował.
- A ty chcesz tańczyć?
- Chcę – odparła dziewczynka, kiwając przy tym głową energicznie.
- Czemu?
- Tylko wtedy czuję się wolna. – Odpowiedź zaskoczyła go i wcale tego nie ukrywał. Zapewne wielokrotnie zastanawiał się, czy dobrze wtedy postąpił, pozwalając jej wyruszyć w pierwszą tak daleką podróż.
- Di, pobudka!
Diana Stankiewicz jako dwunastolatka wcale nie przypominała matki – z jednym wyjątkiem. Obie miały tę samą pasję zwaną dźwięcznie baletem. Do tego czasu dziewczynka zwiedziła już spory kawałek świata, począwszy od Hiszpanii aż na Brazylii skończywszy. Ironia losu jednak zadecydowała o tym, że to w Zakopanem usłyszała wyrok.
To w Zakopanem podczas lata po raz pierwszy powiedziano jej, że taniec to rozdział zakończony w jej życiu.
- Di! – Krzyk, któremu towarzyszyło trzaśniecie drzwiami, wydostał ją z ramion Morfeusza. Drobna dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej, by nieco nieprzytomnym spojrzeniem omieść swój pokój w mieszkaniu, które wynajmowała razem z Moniką Zielińską.
- Co się drzesz o poranku? – spytała blondynka markotnie, jednocześnie poszukując naszykowanych wcześniej ubrań.
- Dziewczyno dzisiaj jedziesz do Zielonej Góry! Walizki już stoją przy drzwiach, a ty jeszcze nie gotowa! – prychnęła brunetka z rozdrażnieniem.
Przeciągając się, ziewnęła leniwie, a Monika po chwili ponownie zniknęła za drzwiami. Energicznym ruchem zrzuciła z siebie kołdrę, by drobnymi, choć energicznymi, kroczkami skierować się do łazienki. Zerkając na zegarek, który uparcie wskazywał godzinę 10.30, odpuściła sobie prysznic w obawie, że spóźni się na pociąg. Obmyła twarz zimną wodą, kolistymi ruchami wyszczotkowała zęby, by później rozczesać niesforne włosy.
Zadowolona z efektu włożyła dżinsowe spodenki, które jakimś cudem znalazły się na grzejniku w łazience. Powinna naprawdę porozmawiać z kimś o duchach w mieszkaniu, bowiem coraz częściej jej rzeczy w tajemniczy sposób zmieniały położenie. Racjonalne wytłumaczenie brzmiało jak imię jej współlokatorki.
- Di! Ktoś do ciebie przyszedł! – krzyknęła brunetka, kiedy Diana założyła na siebie kolorową bluzkę z kwiatowymi wzorami. Westchnęła ciężko, by wreszcie udać się do kuchni, skąd to dobiegały ją apetyczne zapachy.
Zmarszczyła brwi na widok wysokiego, korpulentnego mężczyzny. Nie przypominała sobie jego twarzy, a zwykle faceci z teczką odwiedzający kobiety o poranku nie wróżą czegoś dobrego.
- Dzień dobry – odparła nieco niepewnie, a Monika podała jej szklankę parującej jeszcze herbaty. Zielińska opuściła pomieszczenie pospiesznie, zapewnie nie chcąc być kulą u nogi.
- Dzień dobry. Panno Stankiewicz, wypada mi się przedstawić. Nazywam się Krzysztof Konradzki i jestem pracownikiem portalu internetowego. – Dziewczyna pokiwała głową, wciąż nie rozumiejąc, co owy mężczyzna ma z nią wspólnego. – Nasz sponsor uznał, że warto otworzyć nową sekcję poświęconą siatkarzom, a do tego niestety potrzeba kogoś, kto by udokumentował ich pracę. Wielkimi krokami zbliżają się dwa wielkie wydarzenia. Memoriał Jerzego Huberta Wagnera i, jak zapewne wiesz, Igrzyska Olimpijskie.
- No dobrze, ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? – spytała niecierpliwie, spoglądając na zegarek.
- Moi szefowie w porozumieniu z kilkoma dziekanami wyłonili ciebie na fotografa, który miałby udokumentować reprezentację podczas obu imprez – oznajmił pan Konradzki, wprawiając ją w całkowite osłupienie.
- To wielkie wyróżnienie, ale nie mogę się zgodzić.
- Och! Oczywiście zapomniałem wspomnieć o wynagrodzeniu, które wynosi…
- Tu nie chodzi o pieniądze, proszę pana. Ja zwyczajnie jestem zajęta. Dwudziestego trzeciego lipca moja przyjaciółka bierze ślub w Zielonej Górze. Muszę pomóc jej w przygotowaniach – przerwała zniecierpliwiona.
- W Zielonej Górze? Ale to fantastycznie! To właśnie miejsce memoriału! – wykrzyknął mężczyzna rozradowany i kwadrans później Diana, chcąc się go najzwyczajniej w świecie pozbyć, podpisała umowę.
Kiedy opuścił ich mieszkanie, blondynka opowiedziała całą historię Monice, która to oniemiała wpatrywała się w nią z zaskoczeniem. Stopniowo na jej różowe usta wstępował szeroki uśmiech, choć tak naprawdę zazdrościła przyjaciółce okazji do poznania siatkarzy.
Stankiewicz z westchnieniem otworzyła walizkę, do której to jeszcze jakimś cudem wcisnęła parę ubrań i kosmetyczkę. Swoją kochaną lustrzankę, włożoną oczywiście w specjalny pokrowiec, wcisnęła do sporej wielkości torebki by następnie wyjmując komórkę zadzwonić po taksówkę, która miała ją przetransportować na dworzec kolejowy.
- Obiecaj mi jedno – zażądała Monika, kiedy Diana stała już na chodniku czekając na taksówkę
- Tak?
- Zrób jak najwięcej zdjęć Bartmana! – wykrzyknęła ciemnowłosa dziewczyna radośnie.
- Jakiego znowuż barmana?
- No Zibiego… Zbyszka… O matko! Ty nie wiesz, kto to Bartman? Przecież on na bank będzie na ślubie twojej przyjaciółki!
- A kto to? – spytała całkowicie zdekoncentrowana Diana, ale w tej samej chwili podjechała taksówka i zmuszone były się pożegnać.
Zanim dojechała na dworzec, w duchu dziękując Bogu za posiadanie Internetu w telefonie, uzupełniła wiedzę o polskiej reprezentacji piłki siatkowej, która zaintrygowała ją na tyle, że nawet w pociągu doczytywała kolejne informacje.
***
No i oto rozdział drugi, w którym to poznajemy drugą z głównych bohaterek, Dianę. Tak dla pewności - fragmenty pisane kursywą to wspomnienia Di, które tutaj są przedstawione jako element snu.
Na blogu pojawiły się niewielkie zmiany - po lewej stronie ponad Menu znajduje się zakładka Zapowiedź. Będziemy tam umieszczać fragmenty kolejnych rozdziałów.
Bardzo dziękujemy za wszystkie miłe i ciepłe słowa pod ostatnim rozdziałem - napisałabym, że wtedy aż chce się pisać, ale wszystko mamy już gotowe, tak więc: Aż chce się publikować!
Pozdrawiam serdecznie,
I&F.

3 komentarze:

  1. Po Riley czas na Dianę Stankiewicz, czy też bardziej Di. Pierwsza część odwoływała się do jej wspomnień, jak mniemam: najpierw występ w przedstawieniu jako Calineczka czyli piękny początek, potem zapisy na warsztaty w Hiszpanii, a potem koszmarne zakończenie w postaci tego, że nie będzie mogła już tańczyć. Czy to wyrok? Dla kogoś kto zawodowo tańczy być może, chociaż ja bym tego tak nie nazwała. Jednak to moje zwykłe podejście do świata, więc nie będę Was zadręczać moimi poglądami.
    Nikt nie lubi porannych pobudek, ja już na pewno. Ale jak trzeba wyjechać, to trzeba wstać wcześnie, nie ma rady. Wizyta mężczyzn z rana może i często nie jest zwiastunem czegoś przyjemnego (zwłaszcza, kiedy to komornik)ale w tym wypadku, to chyba nie jesteś coś złego - być jako fotograf na ważnej imprezie, to nie byle co. Jednak ostatnia wymiana zdań między współlokatorkami wzbudziła we mnie niepokój i przeczuwam już, co się wydarzy i to nie będzie nic przyjemnego. Ale to pewnie moje chore wymysły.

    Pozdrawiam gorąco,

    Pisarka

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za zwłokę, ale na nadmiar wolnego czasu nie cierpię i niestety świat blogowy jest na drugim miejscu. Ale jestem i nadrabiam.
    Rozdział bardzo mi się podobał. Dużo się dzieje i aż boję się pomyśleć, co jeszcze dla nas przygotujecie. Z niecierpliwością czekam na nowość.

    P.S. Przepraszam za jakoś tego komentarza, ale w kolejce czeka jeszcze kilkanaście blogów i nie bardzo mam czas, aby się rozpisywać :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie mo wstyd, że koemntuję z tak ogromnym opóżnieniem i bardzo za to przepraszam. Wybaczcie, ale panujący wszędzie brak czasu i mnie nie ominął. Cóż poradzić? Lepiej przejdę już do konkretów.

    Rozdział naprawdę mi się spodobał, urzekł mnie już od samego początku, także wielkie brawa dla Was obu :)Na początku z uśmiechem na ustach czytałam wspmnienia Diany. To wspaniałe, że ludzie mają taką pasję, która daje im tyle radości. Ciekawa jestem, co tak dokładnie wydarzyło się w tym Zakopanem, ale przyjemne to z pewnością nie było. Co ja mówię, wręcz okropne! Diana musiała strasznie przeżyć zakończenie przygody z tańcem. Aż boję się myśleć, że mnie kiedyś mogłoby spotkać coś podobnego (oczywiście nie w kontekście tańca, bo tancerka raczej ze mnie marna). I to się nazywa zaskakujący poranek! Ja bym chyba dostała apopleksji, gdybym zaraz po przebudzeniu zastała w domu obcego faceta. Na szczęście Diana nie jest podobna do mnie i spokojnie go wysłuchała. Ciekawa jestem, jakie będą skutki jej decyzji. Na pozór wszystko wydaje się być w porządku, jednak wszyscy wiemy, jak to czasami bywa. Tak więc czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :)

    Pozdrawiam serdecznie,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń

Nagłówek pochodzi ze strony szablonownica.blogspot.com