2 października 2012

Rozdział 3 "The Show"


Jestem po prostu nieco zamknięta w sobie
Życie to labirynt, a miłość jest zagadką
Nie wiem, gdzie iść, nie mogę zrobić tego sama. Próbowałam
I nie wiem dlaczego

Jestem tylko małą dziewczynką zagubioną w chwili,
Tak bardzo się boję, ale tego nie pokazuję
Nie mogę zgadnąć
Muszę się dostosować, wiem
Mam wynająć wejściówkę
I po prostu cieszyć się przedstawieniem

15 lipca 2012r.

               Kiedy wysiadała z pociągu na stacji, uderzyła ją fala gorącego powietrza i szum dookoła. Chwyciła mocniej za rączkę walizki i zeszła ze stopni na kamienną posadzkę. Odgarnęła włosy do tyłu, mocniej przytrzymała torebkę i rozejrzała się wokół. Mnóstwo piszczących, przytulających się ludzi, którzy też skądś i dokądś przyjechali. Tak jak ona. Uniosła głowę i wspięła się na palce, by wypatrzyć w tłumie swoją przyjaciółkę. Wreszcie ją zobaczyła.
               Rilla wyglądała jak zwykle ślicznie i naturalnie. Obcisłe ciemne dżinsy i zwiewna kolorowa bluzka podkreślały jej nienaganną figurę godną modelki. Rozwiane kasztanowe włosy odgarnęła z twarzy czarnymi okularami przeciwsłonecznymi, a w rękach trzymała kartkę z wypisanym na niej imieniem i nazwiskiem przybyłej przyjaciółki. Kiedy zobaczyła Dianę w tłumie, uniosła kartkę do góry i uśmiechnęła się. Szepcząc co chwilę słowa przeprosin, przepychała się w kierunku przybyłej przyjaciółki. Przez kilka sekund stały naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem, by nareszcie zacząć piszczeć z radości i przytulać się.
               - Jak ty pięknie wyglądasz! Miłość ci służy. – Dziewczyny dalej się ściskały i nie mogły się nacieszyć swoją obecnością. Przez ostatnie miesiące rozmawiały jedynie na Skypie lub przez telefon.
               - Och, daj spokój. Ja zwyczajnie, ale ty jak księżniczka. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że wreszcie się uśmiechasz. Nie sztucznie, nie przez łzy. Uśmiechasz się tak promiennie, że zastanawiam się, czy ktoś nie poprawił ci ostatnio humoru…
               - Jeśli o to pytasz, nie ma nikogo takiego. Przynajmniej faceta, bo na razie po prostu się cieszę, że cię widzę.
               - Chodź, chodź. Musisz szybko wszystkich poznać, a ja mam tak wielką ochotę na lody i długą rozmowę w kawiarni. Co ty na to
               - Jestem jak najbardziej na tak. A wiesz, że dostałam dzisiaj propozycję udokumentowania poczynań siatkarzy na memoriale i Igrzyskach? Zgodziłam się. Znasz ich lepiej, podpowiesz mi coś, jakby co, no nie?
Di zabrała walizki i podążyła za Rillą. Chwilę później siedziały w terenowej Toyocie, a dziennikarka odpalała silnik. Uwagę Diany przykuł stylowy zegarek zapięty na wyjątkowo szczupłym nadgarstku przyjaciółki i piękny pierścionek zaręczynowy z rubinem otoczonym małymi brylancikami. Wyciągnęła ramię w kierunku dłoni kobiety i stanowczym głosem zażądała:
               - Pokaż. – Uważnie przyjrzała się pierścionkowi, marząc, że kiedyś dostanie podobny od ukochanego mężczyzny, a potem odezwała się z uśmiechem: – Musi cię bardzo kochać, skoro jako dodatek to pierścionka, który jest absolutnie zachwycający, dodał jeszcze równie piękny zegarek.
               - Och, nie! Aż tak wspaniały nie jest. Zegarek to prezent urodzinowy od Zbyszka Bartmana.
               - Czekaj, moja współlokatorka mówiła mi, żebym zrobiła mu dużo zdjęć, ale nie bardzo wiem czemu.
               - No właśnie, miałam z tobą o nim pogadać. – Rilla westchnęła i zmieniła biegi. Po chwili powiedziała: – On jest najlepszym przyjacielem Bartka i będzie świadkiem. Uważaj na niego. Jest bardzo sympatyczny i uwielbiam go, ale… to specyficzny człowiek.
               - Czytałam, że dosyć arogancki.
               - Mało powiedziane, ale nie dlatego cię ostrzegam. – Riley zerknęła w boczne lusterko, jakby chciała uniknąć spojrzenia Dianie prosto w oczy.
               - A więc czemu? – Blondynka była coraz ciekawsza tego całego Bartmana i miała dziwne wrażenie, że rady, które daje jej przyjaciółka, przydadzą się.
               - Ludzie mówią, że od jego ego jest większa tylko jedna rzecz.
               - Tupet? – Na twarzy Di wykwitł szeroki uśmiech, który zbladł na widok ponurej miny Rilli.
               - Nie, urok osobisty. Nie chcę, żebyś się nabrała na jego czułe słówka albo żebyś wdała się z nim konflikt. Wiem, że jesteś dorosła i nie powinnam cię pouczać, ale nie znasz go. Jest cudownym człowiekiem, ale wiadomo, że każdy ma wady. Ja tylko ostrzegam, Di. O, już jesteśmy na miejscu.
               Rilla zaparkowała w cieniu tuż przed hotelem i odwróciła się, by odpiąć pasy bezpieczeństwa. Natrafiła na czujne spojrzenie Di, która zaraz zapytała:
               - Czy jest jeszcze coś, co chciałabyś mi powiedzieć, Rilluś? – O’Harley właśnie miała odpowiedzieć, ale wtedy ktoś od zewnątrz otworzył drzwi z jej strony. Tym kimś był oczywiście Bartek.
               - Czekałem z zegarkiem w ręku. Minęło dwadzieścia pięć minut. – Uśmiechem odpowiedziała na pocałunek narzeczonego, a Dianie rzuciła spojrzenie z serii „pogadamy później”.
Nie mogąc powstrzymać radosnego uśmiechu, w który mimowolnie wykrzywiły się jej usta, spojrzała w bok. Cieszyło ją szczęście przyjaciółki, którą znała już od wielu lat i mimowolnie przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie.
Dwunastoletnia blondynka wybiegła o własnych siłach z gabinetu lekarza, a po jej bladej twarzy spływały słone łzy. Poświęciła dwa miesiące na rehabilitacje i treningi w Zakopanem. Pozwoliła wywieźć się do tego durnego sanatorium, by wszystko zaprzepaścił jeden osąd.
„Podczas upadku został uszkodzony staw. Podczas upadku został uszkodzony staw. Podczas upadku został uszkodzony staw.”
Jedno zdanie odbijało się wciąż w jej drobnej główce, gdy wbiegła do jakieś sali z mini basenikiem, nad którym usiadła.
„Przykro mi, ale kontuzja jest na tyle poważna, że powrót do tańca wydaje się w tym przypadku niemożliwy.”
Objęła się ramionami, cicho łkając. Tyle razy udowadniała wszystkim, ile jest warta… Tyle poświeciła dla baletu… By ten lekarz, który wmawiał jej, że rzekomo mu przykro, wszystko zaprzepaścił. Ona widziała już ten jego złośliwy uśmieszek!
- Przepraszam, że przeszkadzam… - zaczęła rudowłosa dziewczynka, która pojawiła się jakby znikąd.
- Nie przeszkadzasz – powiedziała drżącym głosem, ocierając łzy, które uparcie nie chciały przestać płynąć z jej oczu. Wtedy jeszcze nie wyobrażała sobie dnia bez tańca.
- Jestem Riley, a ty to…?
- Diana.
- Di, co ci jest? – spytała Rilla, marszcząc przy tym zabawnie brwi, a blondynka jedynie pokręciła głową z uśmiechem.
- Lepiej przedstaw mnie swojemu narzeczonemu – nakazała wesoło, odgarniając przy tym pasmo włosów za ucho.
- Bartek poznaj moją przyjaciółkę Dianę Stankiewicz, Di poznaj mojego przyszłego męża Bartosza Kurka – oznajmiła kasztanowłosa i Stankiewicz nie mogła zignorować jej tajemniczego błysku w oku, kiedy zerknęła na swojego narzeczonego.
- Tyle o tobie słyszałam, że wydaje mi się jakbym cię znała. No i fantastyczny wybór pierścionka. Ładniejszy niż ten, który Cate dostała od Williama – zaśmiała się blondynka radośnie.
- Bardzo mi miło i w ogóle, ale wiecie dziewczyny… Ja to trochę się spóźniłem na trening… - zaczął Kurek, wiercąc się przy tym niespokojnie.
- Zdefiniuj pojęcie „trochę” – zażądała Rilla tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- No tak… Kwadrans, mniej więcej…
- Mniej czy więcej? – spytała Diana zaniepokojona. Naprawdę tylko jej takiego pierwszego wrażenia na trenerze reprezentacji brakowało! Jeszcze facet uzna, że jest nieprofesjonalna.
- Pewnie więcej… - odpowiedział Bartek, wzruszając ramionami z uśmiechem.
Blondynka błyskawicznie odpięła pas bezpieczeństwa i zostawiając w aucie swoją walizkę, chwyciła torebkę z aparatem i pognała w kierunku hali sportowej, na której to zapewne trenowali siatkarze.
Bartosz Kurek w tym czasie obdarzył swoją narzeczoną pytającym spojrzeniem, na które to kasztanowłosa odpowiedziała kolejnym pocałunkiem. W końcu oderwali się od siebie niechętnie i ruszyli śladem Stankiewicz.
Pierwszy dzień pracy i już spóźnienie. To naprawdę fantastyczny początek, aż strach pytać, co będzie dalej – pomyślała Di energicznie pukając do gabinetu trenera. Ignorując przyspieszone bicie serca, pociągnęła za klamkę po usłyszeniu zaproszenia.
Nie interesowała się zbytnio siatkówką, ale na szczęście miała o niej jakie takie pojęcie i mogła śmiało powiedzieć, że trener Anastasi wywarł na niej pozytywne wrażenie od pierwszego spojrzenia. Może to ten serdeczny uśmiech, którym powitał ją od progu? Nie mogła się powstrzymać od odwzajemnienia go.
- Dzień dobry, nazywam się Diana Stankiewicz i z tego, co mi wiadomo miałam udokumentować pracę pańskiej drużyny podczas memoriału oraz igrzysk – odparła po angielsku nie mogąc powstrzymać nerwowego przebierania w powietrzu palcami.
- Tak, tak… Sponsorzy mnie już o tym powiadomili i nie pozostaje mi nic innego oprócz wręczenia pani przepustki i powitania w naszej siatkarskiej rodzinie – odpowiedział w tym samym języku trener ściskając jej drobną dłoń.
- Ciekawe czy zauważył, że mnie nie ma? – zastanawiał się w tym czasie Kurek, kierując to pytanie do Rilli, która nie mogła powstrzymać melodyjnego śmiechu na samą myśl, iż Anastasiemu mogłoby coś umknąć.
Bardzo lubiła tego mężczyznę i na chwilę obecną mogła śmiało powiedzieć, że on też darzył ją sympatią. W końcu to ona troszczyła się o jego zawodnika.
Na halę jak gdyby nigdy nic wkroczył uśmiechnięty trener razem z pogodną Dianą. To była miła odmiana. O’Harley wiedziała, ile utrata pasji kosztowała blondynkę i dziewczyna przeżywała ją nawet teraz. Mimo wszystko ten uśmiech musiał coś oznaczać. Czyżby upragniona stabilizacja?
- Panowie oto Diana Stankiewicz, urocza, jak się zdążyłem przekonać, pani fotograf, którą sponsorzy wyznaczyli do dokumentacji naszych poczynań na memoriale jak i igrzyskach – powiedział fizjoterapeuta zawodników, wskazując na drobną blondynkę.- I Kurek! Spóźnienie!
- Witam – powiedziała zarumieniona dziewczyna.
- Pani aparatka! – wykrzyknął niczym niezrażony Nowakowski, machając do niej z uśmiechem.
- Piotrek, tak? – upewniła się blondynka, a mężczyzna pokiwał głową wesoło.
- Czy ona właśnie nazwała Cichego Pita, Piotrkiem? – spytał Bartman, wskazując na Dianę palcem i w tej samej chwili dziewczyna obróciła się w jego kierunku.
Przekrzywiła głowę na bok, z uwagą przypatrując się siatkarzowi, przed którym tak usilnie ostrzegała ją Rilla i musiała przyznać, że mężczyzna był przystojny… Spojrzenie stalowych oczu spotkało się z jej własnymi i w jednej chwili w je brzuchu pojawiły się już tak dawno zdechłe motyle. To był zły znak.
W końcu miłość do siatkarza to same komplikacje, a wkrótce razem z Rillą miały się o tym przekonać na własnej skórze. Odwróciła się ponownie do przyjaciółki z tym samym wesołym uśmiechem, co wcześniej
- Jak ty z nimi wytrzymujesz? – spytała, nie oczekując odpowiedzi. – Przecież ja to się kompleksów nabawię!
***
Tak, oto kolejny rozdział. Fabuła zaczyna się powoli zawiązywać, następny rozdział będzie już żywszy - tak jak każdy kolejny. Bardzo dziękujemy za wszelkie miłe słowa pod ostatnim postem - czytanie Waszych domysłów jest wyjątkowo ciekawe i dające satysfakcję, gdy odbieracie coś dokładnie tak, jakbyśmy chciały.
Pozdrawiamy
Autorki.

5 komentarzy:

  1. Właśnie wpadłam na Twojego bloga i zamierzałam zacząć go czytać, jednak sprawia mi nico trudność gdyż szablon chyba nie jest do końca dopasowany, ponieważ wyrazy zostają ucinane, nie wiem czy tak się dzieje tylko u mnie czy u wszystkich, ale po prostu chciałam Cię o tym powiadomić :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na moim komputerze wszystko jest w porządku, ale sama kiedyś miałam podobny problem z laptopem: wystarczy zmniejszyć obraz (ctr -).
      Dziękuję za zwrócenie uwagi,
      Confiance.

      Usuń
    2. Prosto z wykładów na Waszego bloga :D Jak popatrzyłam na datę to aż chciałam znaleźć się znowu w lipcu - spać ile wlezie, zero nauki i zajęć (teraz to mam zajęcia po półtorej godziny każde... I gdzie tu jest miejsce na drugie śniadanko?). Ach cudowne wakacje... Cóż u mnie też Wasz szablon dziwnie wygląda, ale mnie to nie przeszkadza tak szczerze.
      Nie ma to jak wyjść z pociągu i od razu zobaczyć kochane, znajome mordeczki, co nie? A zwłaszcza już z taką osobą, którą od dawna na żywo się nie widziało. Mnie niestety nie wystarczają ani wielkie lody ani wielki kubek kawy w kawiarni, aby wszystko opowiedzieć. Jak kończę to wszystko albo jest zimne albo już stopniało, taka ze mnie gaduła. Każdy o kimś plotki sieje, a potem wychodzi inaczej, ale Riley chyba nie miała sensu kłamać przed najlepszą przyjaciółką, jeżeli chodzi o charakter Bartmana. Nie każdy jest idealny. Kurcze, kto by pomyślał, że jeden wypadek może wszystko zaprzepaścić. Oczywiście dla kogoś kto angażuje się w dane zajęcie, oddaje się swojej pasji to naprawdę prawie jak wyrok, ale zawsze może coś robić podobnego ze swoją pasją. Ale są też drugie strony tego, że Diana uszkodziła sobie staw - poznała Riley, a to zawsze jakieś pocieszenie :D

      Przy okazji zapraszam na swoje blogi.

      Pozdrawiam gorąco.

      Usuń
  2. Lubię takie rozdziały. Bardzo miło i przyjemnie się czytało. Rozkręca nam się akcja i aż nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Strasznie jestem ciekawa :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. I znów komentuję z ogromnym opóźnieniem, a niech to szlag! Bardzo Was przepraszam, ale szkoła i nauka... Cóż, chyba same dobrze wiecie, jak to jest - zero wolnego czasu.

    Rozdział bardzo mi się sposobał, ale to chyba żadne zaskoczenie, prawda? Oby tak dalej :) I nie ma to jak spotkania z przyjaciółmi, których się nie widziało od dłuższego czasu. Z uśmiechem na ustach czytałam o spotkaniu Rilley i Di. Chyba dłuuuga rozmowa w kawiarni jak nic się przydała. Bartek rozbawił mnie z tym swoim spóźnieniem "Kwadrans, mniej więcej... Pewnie więcej." Genialne :) Tak, pierwszy dzień w pracy chyba nie mógł się obejść bez lekkich nerwów, ale widać, że Di doskonale sobie poradziła. A w każdym razie dopóki na scenę nie wkroczył Bartman... Oj, coś czuję, że on jeszcze bardzo dużo namiesza. Chociaż z drugiej strony moje przypuszczenia prawie nigdy się nie sprawdzają. Więc może lepiej przestanę już gdybać tylko po prostu poczekam na kolejny rozdział, którego nie mogę się wprost doczekać.

    Pozdrawiam serdecznie,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń

Nagłówek pochodzi ze strony szablonownica.blogspot.com