9 października 2012

Rozdział 4 „My road”



Teraz czuję, że jestem na mojej drodze
Teraz czuję, że mogę zmienić świat
Ty nigdy nie umrzesz
Jesteś całym moim życiem
Powiedziałam, że nigdy nie umrzesz
W moim sercu, jesteś wciąż żywy
Teraz wiem, nie jestem sama
Teraz wiem, mogę dotknąć mojej duszy
Śnie o miejscu gdzie mogłabym zostać
Powiedziałam, że śnie o miejscu gdzie spotkam cię znów
 
19 lipca 2012r.

            - A teraz powiedz szczerze. Co o nich myślisz? – Zapytała Rilla wyłaniając się spomiędzy rzędów wieszaków z sukniami ślubnymi. Upięty wysoko kucyk podkreślał wyraźne rysy twarzy i oczy, które wpatrzone były aktualnie w siedzącą na pufie Dianę.
            - Myślę, że w tamtej było ci ładniej – odrzekła, krytycznym wzrokiem obrzucając „bezową” sukienkę, którą miała na sobie Riley. Przyjaciółka wzniosła oczy ku niebu i zajęła miejsce obok blondynki.
            - Halo, ziemia do Diany! – Krzyknęła, machając ręką przed jej twarzą. Dziewczyna potrząsnęła głową i spojrzała ze zdziwieniem na przyjaciółkę. – Miałam na myśli chłopaków, a nie suknie.
            - Ach… Trener jest bardzo fajnym człowiekiem, przypomina mi trochę mojego nauczyciela matematyki w liceum. Igła to niesamowicie pozytywny gość. Możdżonek podchodzi do wszystkiego z rezerwą. Winiarski jest przesympatyczny. Nowakowski jest po prostu przesłodki i…
            - A Bartman? – Przerwała jej niecierpliwie Rilla. Jej oczy przeszywały fotografkę spojrzeniem, w którym ukryte były promienie Roentgena.
            - A co ty się tak tego Bartmana uczepiłaś? – Di wstała gwałtownie i podeszła do szafki z wiankami i diademami, które zaczęła nerwowo przeglądać.
            - Po pierwsze: jest świadkiem Bartka i nie chcę żadnych ekscesów na ślubie. Po drugie: idziemy dzisiaj na imprezę, a tam on będzie się zachowywał gorzej niż ostatnio.
            - Jeszcze gorzej? To chyba niemożliwe – wyszeptała Di, wspominając infantylne dowcipy bruneta.
            - Och, uwierz mi, że ostatnio był aniołem. Po trzecie, jutro zapraszamy was z Bartkiem na kolację, by wszystko dokładnie obgadać. A po czwarte, martwię się o ciebie, Di. Nie chcę, byś znowu cierpiała i chodziła smutna… - Rilla wstała i mocno przytuliła przyjaciółkę.
            - Nie martw się o mnie, kochanie. Jeśli chcesz, żebym się uśmiechała, to zdejmij tą sukienkę, bo wyglądasz w niej na starszą i grubszą niż jesteś w rzeczywistości. – Riley uśmiechnęła się szeroko. Taką Di właśnie kochała: wesołą, dowcipną, przyjacielską. I przede wszystkim uśmiechniętą.
            Posłusznie weszła do przymierzalni i zdjęła sukienkę. Powoli traciła nadzieję, bo przymierzyła już prawie wszystkie i wciąż nie znalazła tej wymarzonej.
            - Zdecydowały się panie na którąś? – Zapytała sprzedawczyni, zatrzymując się przed nimi z jakimś pokrowcem w wyciągniętej przed siebie ręce.
            - Nie, wszystkie są piękne, ale to nie jest to coś. Do widzenia! – Powiedziała O’Harley i miała właśnie wyjść ze sklepu, ale Stankiewicz chwyciła ją za rękę i szepnęła:
            - Poczekaj chwilę. – Wyciągnęła ramiona w kierunku sprzedawczyni i spytała:
            - Czy można przymierzyć tą suknię?
            - Oczywiście – odpowiedziała nieco zdezorientowana kobieta i podała Dianie pokrowiec. Ta wcisnęła go w ręce oniemiałej Rilli i rzuciła stanowczo:
            - Przymierz.
Riley wsunęła się do małej zabudówki i zasunęła kotarę. Po kilku minutach stanęła znowu przed Di i sprzedawczynią. Ta pierwsza zasłoniła dłonią usta i wydała z siebie westchnienie podziwu. Ta druga wyszczerzyła zęby w uśmiechu i orzekła:
            - Ta suknia została uszyta dla ciebie. Bierzemy.
Chwilę później szły już ulicami Zielonej Góry, niosąc dwie wielkie torby – z suknią oraz wszelkimi dodatkami. Usatysfakcjonowane zakupem postanowiły wybrać się na lody.
            - Dobra, tym razem ja stawiam – rzuciła szybko Diana. – Jakie zjesz?
            - Hmm, mam ochotę na pistacjowe…
            - Pistacjowe? Przecież ty nie znosisz pistacji! – wykrzyknęła zdumiona Di.
            - Ale dzisiaj mam na nie ochotę – odpowiedziała Rilla ze słabym uśmiechem. Blondynka patrzyła na nią przez chwilę ze zdziwieniem, ale w końcu zwróciła się do mężczyzny za ladą:
            - W takim razie jedne pistacjowe i jedne waniliowe.
Kiedy liżąc lody usiadły na drewnianej ławeczce pod piękną brzozą, Stankiewicz spojrzała uważnie na przyjaciółkę i powiedziała cicho:
            - Może wrócimy do naszej rozmowy sprzed kilku dni? Chcesz mi coś powiedzieć? – Rilla nie musiała nic mówić, jej przerażone, ale też nieco radosne oczy powiedziały Dianie wszystko. – No nie… - Wyszeptała blondynka cicho kręcąc głową z niedowierzaniem. – Jesteś w ciąży? To fantastycznie! – Wykrzyknęła radośnie podnosząc się z miejsca by uścisnąć przyjaciółkę serdecznie.
            Na jej twarzy wciąż było wypisane oszołomienie, które z miejsca ustępowało radości i choć oczywiście była zmęczona po kilkugodzinnej sesji fotograficznej siatkarzy na treningu to była zadowolona. Dzielnie znosiła zaczepki Bartmana oraz dwuznaczne uwagi, jakie wypowiadał bez krępacji. Kubiak okazał się być bardzo konkretnym facetem, a przede wszystkim wiernym przyjacielem Zibiego, co do świadomości przyjęła niechętnie, bowiem tego Michała polubiła. Tak jak i Michała Winiarskiego, z którym to tak świetnie dogadywała się Rilla. No i Ruciak… Orzełek, jak nazywali go siatkarze. On był raczej spokojny, ale mimo wszystko też darzyła go sympatią.
            Najlepiej dogadywała się z Nowakowskim. Od pierwszego treningu Cichy Pit okazał się fantastycznym znajomym i po takim krótkim okresie czasu zaryzykowałaby nawet stwierdzenie przyjaciela. Kiedy Rilla była zajęta to on spędzał z nią czas wolny i nie było wtedy mowy o chociażby dwóch minutach nudy. Zawsze potrafił ją kimś zaskoczyć, a co dziwniejsze również i rozśmieszyć. Zerknęła na zegarek by z westchnieniem odgarnąć pasmo blond włosów za ucho, jak to zawsze czyniła podczas zdenerwowania.
            - Pamiętasz, gdzie dzisiaj chłopcy chcieli za szaleć przed memoriałem? – Spytała retorycznie, a gdy Rilla pokiwała głową z uśmiechem skrzywiła się lekko. – Nie chcę cię martwić, ale nadszedł już czas ich imprezy – powiedziała niechętnie wiedząc, że i tym razem nie uniknie spotkania z ZB9, potocznie nazywanym Zibim.
            Mogła się założyć, że cała wizyta w klubie była jego pomysłem. W ciągu czterech dni pobytu w Zielonej Górze zauważyła jak bardzo lubi się bawić, a tym bardziej, jeśli w tym samym czasie może „wyrwać jakieś dupy” jak to sam określał nawet przy niej. Całe szczęście, że trener nie mówił biegle po polsku. W innym wypadku już pokazałby brunetowi jak się obchodzić z kobietami. Tak Anastasi był z pewnością bardzo porządnym człowiekiem, potrafiącym się w czuć w sytuację innych, a co ważniejsze pomimo swej łagodności budził respekt nie tylko wśród drużyny, ale i współpracowników.
            - Musimy tam jechać? – Spytała niepewnie Diana przygryzając przy tym dolna wargę.
- Czemu nie? Masz jakieś opory? Każdy z drużyny cię polubił, no chyba, że… Chodzi o Zibiego! – Wykrzyknęła Rilla z miną detektywa.
- Nie, nie chodzi o Zbyszka, a o ciebie… No wiesz w taki stanie zadymiony klub nie jest raczej dobrym rozwiązaniem – pokiwała głową zupełnie niczym znawczyni tematu, choć jej wiedzą w tej kategorii nie można się było chwalić.
- Diana... Ciąża to nie choroba – zaśmiała się kasztanowłosa, na co blondynka ściągnęła usta z niezadowoleniem w zabawny dziubek.
- A Kurek wie? – Razem po zjedzeniu swych deserów wsiadły do samochodu Rilli.
- Nie… To ma być niespodzianka, no wiesz chcę mu to opowiedzieć na ślubie – zaśmiała się O’Harley zarażając ponownie dobrym humorem Di.
Do klubu o jakże optymistycznej nazwie „Lochy” do jechały bez zbędnych utrudnień. Mężczyzna przy wejściu zmierzył je taksującym spojrzeniem by następnie przepuścić obie dziewczyny do środka. W tym momencie Rilla niechętnie przyznała rację Di. Ciasne korytarze ze spiralnymi schodami z pewnością nie pomagały klaustrofobom, do których żadna z nich na szczęście nie należała.
Czarne, połyskliwe ściany jedynie potęgowały uczucie ciemności, a gdy wreszcie dotarły do głównego miejsca zabawy, czyli baru, obok którego znajdował się parkiet światła dyskotekowe Rillę mimowolnie ogarnęła złość na widok narzeczonego, który wraz z Bartmanem brylował w otoczeniu fanów siatkówki.
- Aparatka bez aparatu! – Wykrzyknął Nowakowski w ich kierunku i to on zapewne pierwszy zwrócił na nie dwie uwagę. Trzy sekundy później to Kurek szedł w stronę narzeczonej z uśmiechem równie promiennym, co słońce w południe i spojrzał na Riley z taką czułością, że Di musiała od nich odwrócić wzrok.
- Chodź Di z nami… Zostawimy gołąbeczki same – zaśmiał się Pit prowadząc ją do baru, gdzie to bawiła się reszta siatkarzy. - No i jak dzisiejsza sesja?
- Zrobiłam ci kilkadziesiąt zdjęć Nowakowski… I na żadnym nie uśmiechasz się jak teraz – wyrzuciła chłopakowi Diana. – Jak ty panujesz nad mimiką twarzy?
- To dosyć proste… Nie robię nic – zaśmiał się naturalnie blondyn wzruszając przy tym ramionami obojętnie.
- To niemożliwe.
- No mi się jakoś udaje.
- Matka wie, że ćpiesz? – spytała mrużąc przy tym oczy, a Kuba Jarosz słysząc ich rozmowę zakrztusił się pitym drinkiem.
– To mój tekst! – wykrzyczał Cichy z udawanym oburzeniem, ale po chwili porzucił próby udawania obrażonego i dołączył do chichotów grupy.
- Bartman! – wykrzyczał, ktoś nazwisko Zbyszka, a sam zainteresowany starał się przypomnieć dane personalne tego mężczyzny. – I jak ożeniłeś się?
- No skąd! Ja to wieczny kawaler – zaprzeczył brunet pospiesznie, zerkając w stronę Rilli i Kurka, którzy siedząc na pobliskiej sofie rozmawiali o czymś ściszonymi głosami. – Nasze szeregi się wykruszają.
- Lepiej weź ślub. Niby, czemu miałbyś mieć lepiej od nas? – Zmarszczył brwi zaskoczony by odejść do swojej zacnej grupy, w której to zauważył znajomą blond czuprynę.
O nie… Dziewczyna nie w jego typie, wolał brunetki o brązowych oczach, ale charakteru Dianie nie mógł odmówić. Może to też, dlatego tak bardzo lubił ją denerwować? W każdym razie podchodząc do niej od tyłu, dając znak siatkarzom, aby jej nie ostrzegali złapał ją za ręce i okręcając ją tak by swobodnie położyć jedną dłoń na pośladku dziewczyny. Oczywiście nie spodziewał się, że Stankiewicz wyrwie mu się i mierząc chłopaka nienawistnym spojrzeniem wymierzy mu siarczysty policzek.
- Nie jestem jedną z twoich napalonych fanek Bartman, więc rączki przy sobie albo inaczej porozmawiamy – wycedziła przez zęby mrużąc zabawnie te swoje intensywnie zielone oczy.
- To zależy jak u ciebie wygląda inaczej – zaśmiał się poruszając przy tym znacząco brwiami, a ona na oślep chwyciła kufel piwa, które to wylądowało na jego głowie.
- Tak na ostudzenie twojego zapału – oznajmiła ze złośliwym uśmieszkiem.
- Ty… Ty… Wariatko! – krzyknął ponownie zwracając na siebie uwagę zgromadzonych w okolicy baru.
- Wariatko? Chłopczyku twój brak kreatywności mnie rozczula, ale czy przypadkiem nie powinieneś sprawdzić czy nie ma cię gdzie indziej?
Oniemiał kompletnie zaskoczony obrotem spraw, wpatrując się w bezczelnie uśmiechniętą Stankiewicz. To jeszcze nie koniec. To na pewno nie koniec! Nie pozwoli by ta mała tak z nim pogrywała. Mrucząc pod nosem wiązankę przekleństw odszedł w kierunku toalet. Na całe szczęście nie mógł zobaczyć jak Diana macha mu teatralnie ocierając nieistniejącą łzę.
- To było moje piwo… - knął Nowakowski robiąc minę rozkapryszonego dziecka, przez co wszyscy ponownie się zaśmiali.
Tylko jej było dane dojrzeć w tej chwili spojrzenie Rilli pełne dezaprobaty. 

***

Wreszcie możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że akcja w rzeczywistości dopiero się rozkręca, a kolejne wydarzenia namącą w waszych głowach jeszcze bardziej. Przynajmniej miejmy taką nadzieję. Z dedykacją dla wszystkich czytelników. 
Pozdrawiamy,
I&F.

4 komentarze:

  1. Wybaczcie mi spóźniony komentarza, ale cóż studia :/ To słowo mówi samo za siebie. Nie mam zbytnio dostępu do Internetu, prawie wcale nie mam, przez co trudniej mi napisać/skomentować/wstawić cokolwiek. Z ledwością się zaczęło, a już nawał roboty mam. Ech, szkoda gadać. Przejdę lepiej do rzeczy.

    Riley i Diana to trochę jak ja i moja siostra - jedna gada o jednym, a druga o drugim. I staraj się tu nas zrozumieć :P Za nic w świecie nie chciałabym być świadkiem na ślubie (chyba, że moich sióstr ;)) - tyle z tym spraw do zrobienia, że mnie by już na początku głowa rozbolała. Jak kobieta zmienia gusta smakowe to jest jeden znak: jest w ciąży. Nic dodać, nic ująć. Cóż przynajmniej wiemy, czemu chcą się pobrać - no tak, w końcu śluby z miłości już dawno wyszły z mody. Jednego mi żal: tego piwa rozlanego... Jeszcze na alkoholiczkę wyjdę :D

    Pozdrawiam gorąco,

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam śluby! Zawsze się wzruszam, bo to takie piękne. Nie śmiejcie się, jestem chyba największą romantyczką na świecie i wierzę w prawdziwą miłość i inne sentymentalne bzdury :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Komentuję z opóźnieniem, bo niestety szkoła nie pozwala mi na regularne czytanie. Ale dzisiaj nadrabiam wszelkie zaległości. I przepraszam, że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów.
    Od razu wiedziałam, że jest w ciąży! Bo jak inaczej można lubić lody pistacjowe? ;D
    Bartman... kurczę, bez żadnego problemu można zaliczyć go do tych, którzy bez problemu podniosą ci ciśnienie. Ale charakterek Diany na zbyt wiele mu nie pozwoli i mogę spokojnie przyznać, że ich kłótnie i spory już należą do moich ulubionych momentów ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie, strasznie, strasznie Wam przepraszam, że kmentuję z aż tygodniowym opóźnieniem. Szkoła to zło, jak chyba wszyscy doskonale wiemy, a ostatnio przywłaszczyła sobie mój czas wolny doszczętnie, zabierając mi go nawet w weekend. Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że zrozumiecie.

    A rozdział jak zwykle cudowny i czytałam go z uśmiechem na ustach, choć przyznam, że wieśc o ciąży Rilli nieco mnie zaskoczyła. Chociaż chyba mogłam się tego domyślić, skoro miała ochotę na pistacjowe lody :) Dobrze, że sukienka została już kupiona, bo w końcu ślub wiąże się z mnóswtem przygotowań, a tak to przynajmniej już to z głowy... No i towarzystwo przyjaciółki w trakcie zakupów zawsze pomaga. Ciekawa jestem, co powie Kurek, gdy się dowie, że w krótce zostanie ojcem. Cóż, niedługo się okaże :) Cieszę się, że Di dogaduje się z chłopakami z drużyny, choć coś mi mówi, że Barman jeszcze sporo namiesza... Ech, te moje nieuzasadnione przeczucia! Zazwyczaj niegdy się nie sprawdzają, ale może tym razem to będzie wyjątek. Pożyjemy, zobaczymy :)

    Kochana Aleksandro, opóźnieniem u mnie absolutnie nie musisz się przejmować (jak sama widzisz, u mnie też z tym różnie bywa). Cieszę się, że w ogóle znalazłaś chwilkę, by przeczytać moje bazgroły, a tym bardziej, że Ci się spodobały. Dziękuję za tak miłe słowa, kochana :) Co do "Znaku Ateny", to ja również nie mogę się doczekać polskiej premiery, chociaż wyczekuję jej nieco spokojniej, od kiedy dwa tygodnie temu znalazłam w internecie całość po angielsku i oczywiście od razu ją przeczytałam, bo nie mogłam wytrzymać. Tak, pojawił się tam wątek Annabeth i Percy'ego, a pod koniec odegrał całkiem sporą rolę, ale może nie będę Ci psuła niespodzianki :)

    Pozdrawiam serdecznie,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń

Nagłówek pochodzi ze strony szablonownica.blogspot.com