17 października 2012

Rozdział 5 „Never ending story”




Obróć się wokoło i uważnie patrz.
Lustrem twoich marzeń stanie się jej twarz.
Uwierz mi, że jestem wszędzie, w oczu twoich słońcach,
na kartkach powieści, która nie ma końca.
Sięgnij gwiazd, wraz z fantazją wzleć,
śnij swój sen, a on spełni się.
Między chmurami na tęczy sekretny świat się mieści.
Oto właśnie prawda wiecznej opowieści,
opowieści.

20 lipca 2012r.

            - Bartek, podjedź po Dianę, proszę, bo ona nie za bardzo chcę przyjechać, a ja z kolei chcę, żeby była. – Rilla nakrywała stół na kolację i rozmawiała z narzeczonym, który właśnie wyszedł z hali po długiej rozmowie z trenerem. – Ojej, przestań, dobrze? Wiesz, że nie najlepiej dogaduje się ze Zbyszkiem. Potrzebuje czasu, żeby do niego przywyknąć i zwracać uwagę tylko na zalety. Też cię kocham, do zobaczenia.
            Odłożyła telefon na komodę, obróciła się w kierunku stołu i przekrzywiwszy lekko głowę zastanawiała się, co jeszcze powinna zmienić. Uznała, że nic, więc ruszyła do kuchni, by oddać się drugiej obok dziennikarstwa wielkiej pasji – gotowaniu. Wiedziała, że będą wyczerpani – chłopcy po intensywnym wysiłku fizycznym, a Diana po całym dniu robienia zdjęć. Przygotowała, więc swoją popisową sałatkę z brokułami, sakiewki z ciasta francuskiego i upiekła ulubione ciasto Zbyszka – sernik z czekoladą. Rzadko mogli sobie pozwolić na takie przyjemności, ale uznała, że zważywszy na okazję, skusi się, na chociaż jeden kawałek. Była mu wdzięczna, że dbał o Bartka tam, gdzie ona nie mogła dotrzeć i był jej przyjacielem w każdym momencie. Tak bardzo chciała, żeby dogadali się z Di – wtedy nic więcej by jej do szczęścia nie brakowało. Czy to nie Bartman powiedział jej kiedyś, że uzależnia swoje szczęście od innych ludzi i nie powinna tego robić, bo będzie wiecznie nieszczęśliwa?
            Kiedy podsmażała migdały do sałatki na patelni, poczuła charakterystyczną wodę kolońską przyjaciela, a następnie krótki pocałunek w policzek. Nie odwróciła się, więc oparł brodę na jej ramieniu i wyszeptał;
            - Dziękuję, że dajesz mi, chociaż tą chwilę normalności, której tak bardzo potrzebuję. – To był jej Bartman: pod maską obojętności i arogancji skrywał prawdziwe uczucia. W tym właśnie momencie do pokoju weszła Di, którą zszokowała przyjacielskość, z jaką Zibi odnosił się do Rilli.
            - Pozwolisz, że odniosę kwiaty do wazonu? Przypilnuj mi migdały, dobra? Och, witaj Di! – Uściskała przyjaciółkę i pobiegła poszukać wazonu, całując przy tym przelotnie Bartka. Zbyszek kiwnął głową w stroną Diany, a ta odpowiedziała mu tym samym.
            - Widzę, że moja żona szykuje swoja popisową sałatkę! – Krzyknął zachwycony Kurek.
            - Żadna żona, mój drogi – zaśmiała się kasztanowłosa, wymierzając mężczyźnie sójkę w bok. Przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach romantyczny pocałunek. Widząc ich w kuchni, Stankiewicz przypomniała sobie, jak bardzo Rilla pragnęła gotować dla ukochanego. Mówiła kiedyś, że chce się poczuć, jak typowa pani domu. Teraz chyba wreszcie to osiągnęła i Di cieszyła się z jej szczęścia.
            - I mam jeszcze coś specjalnie dla ciebie, Zbyszek. Jak nie będziesz jadł, to cię chyba odstrzelę, bo zajęło mi całe popołudnie. – Uśmiechnęła się uroczo i wyciągnęła z lodówki talerz z ciastem. Bartman wyjął jej go z rąk, wziął na ręce i zaczął tańczyć po kuchni, zdobywając przy tym oklaski Bartka.
            - Dziewczyno, ja chyba zrobię wyjątek i się z tobą ożenię – mruknął, mrugając do niej porozumiewawczo.
            - Oj, nie zapędzaj się! – Krzyknął Bartek i wyswobodził ukochaną z ramion przyjaciela. – Stary, przyzwyczajaj się do myśli, że nie możesz mieć każdej.
            - Bartusiu, Bartusiu! On by się ożenił z moją kuchnią, nie ze mną – uśmiechnęła się Riley i nakazała gościom usiąść do stołu. Diana czuła się tak, jakby nie pasowała do tego towarzystwa. Może to po prostu onieśmielenie dziwnym zachowaniem Zibiego?
            - Rilluś, a ty jakiego drinka się napijesz?
            - Ja już piłam – powiedziała trochę zbyt szybko, a spojrzenie jej i Di się spotkały. – Nalej mi soku jabłkowego.
            - W porządku. – Kurek najwyraźniej nie wychwycił nic niepokojącego w głosie ukochanej i podszedł do barku z Zibim. Di została pod pretekstem pomocy Rilli.
            - Nie domyśla się?
            - Skąd! Wiesz, jacy są faceci. – Podała jej tacę z sakiewkami i, widząc jej minę, zapytała: - Co się dzieje?
            - Dlaczego on dzisiaj tak bardzo udaje?!
            - Bartman? On nie udaje, kochanie. On zawsze taki jest. Tylko, że ciężko jest zdobyć jego zaufanie. A jeśli komuś nie ufa, to jest oschły. – Diana spojrzała ponownie na Zbyszka i przez myśl jej przemknęło, że może to jego szukała. Szybko odpędziła tą myśl i odpowiedziała:
            - W takim razie, może go polubię…
            Z westchnieniem czując się zupełnie jak piąte koło u wozu zasiadła z niezbyt wesołą miną do stołu ignorując natłok pytań w jej głowie. Miała wrażenie, że zaraz eksploduje, a na dodatek naprzeciwko niej zajmował miejsce Bartman, który uśmiechał się radośnie, śmiał, żartował. Nikt nie mógł być aż tak dobrym aktorem, więc skapitulowała. Problem polegał w tym, że ona z całą pewnością wolałaby go nienawidzić.
- Jak tam pierwszy mecz? – Spytała Rilla, kierując pytanie do dwójki graczy, który właśnie zaśmiewali się z rozmowy Nowakowskiego i Ignaczaka po spotkaniu z drużyną Iranu.
Polska drużyna wygrała pewnie, choć końcówka pierwszego seta spowodowała, że nawet Diana przez chwilę zapomniała o robieniu zdjęć i sama dopingowała chłopaków. Później na szczęście wzięła się w garść i powróciła do swojej pracy z należytym dystansem, którego zabrakło trenerowi, bo nawet z drugiej połowy boiska słyszała jak Anastasi przeklinał po każdym punkcie zdobytym przez rywali.
Jedna akcja szczególnie została jej w pamięci, kiedy to Bartman musiał podjąć decyzję błyskawiczną. Skoczył do piłki i nie przejmując się podwójnym blokiem przeciwników uderzył w nią z siłą godną podziwu. Chyba większość kibiców nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy kilka sekund później zawodnik polskiej reprezentacji zaczął wrzeszczeć w przypływie euforii. Właśnie wtedy Diana odkryła zupełnie innego Zibiego, który pojawił się i podczas kolacji.
To zabawne, ale w ciągu tych kilkudziesięciu minut obserwacji meczu przez obiektyw aparatu dostrzegła całe piękno siatkówki. Walkę o każdą piłkę, o to jedno upragnione „oczko” symbolizujące jeden krok do zwycięstwa. Na boisku jeden gracz przestawał mieć znaczenie. Nie było miejsc na gwiazdorzenie. Tam zawodnicy zmieniali się w jeden organizm, toczący batalię do ostatniego gwizdka.
Zmieniali się w drużynę.
Z westchnieniem kreśliła widelcem coraz to bardziej skomplikowane wzory, a czując na sobie czyjeś spojrzenie podniosła głowę by napotkać na swojej drodze szare oczy Bartmana z łobuzerskimi iskierkami… Iskierkami, które tak bardzo jej o kimś przypominały. Odetchnęła głęboko bębniąc palcami w stół, a Rilla w końcu posłała jej ciężkie spojrzenie.
- Oto przykład okropnej nerwicy… - Powiedziała przyjaciółka Stankiewicz, gdy ta posłała jej szeroki, a zarazem przepraszający uśmiech. – No dalej Di. Rozwiń temat.
- Jaki temat? – Spytała bezradnie blondynka, a Kurek zaśmiał się radośnie.
- No, a podobno to ja myślę o niebieskich migdałach – powiedział Bartosz kręcąc głową z uśmiechem.
- Mówiliśmy o zdjęciach. Masz jakieś kompromitujące momenty? – Zaciekawiła się kasztanowłosa.
- Tylko jeden – zachichotała Stankiewicz wzruszając ramionami, a dociekliwe spojrzenia zgromadzonych przy stole zachęciły ją do kontynuowania tematu. – No uchwyciłam moment, kiedy trener Iranu myśli, że nikt nie patrzy i dłubie w nosie.
Cała trójka zaśmiała się radośnie, a Diana tym razem jedynie wzruszyła skromnie ramionami. Odkąd fotografia pochłonęła ją bez reszty minęło już siedem lat i to zapewne zdjęcia zalepiły pustkę w jej sercu po balecie. Oczywiście swoją część miała również Riley, która przez cały ten czas ją wspierała. Była dla niej bardziej siostrą niż przyjaciółką zwłaszcza po kłótniach z matką wspierała ją jak mało, kto.
- Ona chyba ma tendencję do odpływania w różnych momentach rozmowy – usłyszała znajomy głos, który należał do nikogo innego niżeli Bartmana. Pokręciła głową z uśmiechem przecierając przy tym czoło ze zmęczeniem.
- Nie odpłynęłam, a przynajmniej nie do końca – powiedziała czując się nieco swobodniej w towarzystwie ‘innego’ Zibiego.
- No to teraz bardzo uważaj, bo mam dla ciebie propozycję Diano… - zaczęła Riley i kiedy brała w dech Kurek zachichotał.
- Nie ma problemu. Będę robić zdjęcia na weselu – oznajmiła z uśmiechem patrząc na dwójkę przyszłych małżonków, którzy wpatrywali się w nią z oszołomieniem.
- Ale skąd…
- To dosyć proste. Jestem bardzo zdolną panią fotograf z niezłym sprzętem, więc to chyba logiczne, że mogłaś mnie o to poprosić zważywszy na fakt, iż na weselu nie chcecie obcych – wzruszając ramionami pogodnie założyła zbłąkane pasmo włosów za ucho.
- Spryciara – skomentował jedynie Bartman, a gdy przeniosła na niego spojrzenie nie zauważyła śladu dawnej wrogości.
- No, a teraz idę do hotelu, bo padam na twarz i resztę części ciała, których nie będę wymieniać – bąknęła Diana, wstając od stołu, a Kurek z uśmiechem zaoferował jej podwiezienie. Miała jeszcze tyle rozumu by tej propozycji nie odmawiać.
Grzecznie podziękowała za zaproszenie na kolację by pożegnać się z panią domu, jak i Bartmanem, kiedy tylko zniknęła Rilla nie mogła się powstrzymać od rosnącego uśmiechu, którym to obdarowała przyjaciela.
- No i jak? Dogadacie się? – Spytała z niecierpliwością przygryzając dolną wargę, a siatkarz w odpowiedzi wzniósł oczy do nieba.
- Spokojnie na ślubie nie dojdzie do skandali – obiecał z szerokim uśmiechem nawet nie zdając sobie sprawy jak daleko to stwierdzenie jest od prawdy. 



***
 Z jednodniowym opóźnieniem oddajemy wam rozdział piąty. 
Tak, odzywa się Aleksandra, która łaskawie zwlekła chory tyłek z łóżka. Blogspot, doprowadził mnie do szewskiej pasji, bo pamiętam hasło, a nie mogłam się zalogować. Grr, widać nie tylko onet miewa odchyły.
Pozdrawiamy,
I&F.

3 komentarze:

  1. Ach, cóż to za dzień pełen wrażeń. Najpierw udaje mi się wreszcie zdać prawko, potem dostaję spóźniony prezent na urodziny od kumpeli, a teraz jeszcze oglądam blogi i widzę nowy u Was! Normalnie jestem w skowronkach!

    Ach, ja dobrze przeczytać, że ktoś jeszcze pasjonuje się w gotowaniu. Również uwielbiam to robić, zwłaszcza sałatki (kurka wodna, teraz mnie naszła ochota po przeczytaniu tego fragmentu z sałatką...). No cóż nie na co dzień typowy arogant jest przyjacielski i miły, co nie? Nic więc dziwnego, że Di się zdziwiła. Ja także byłam zszokowana nieco. Cóż ja nigdy nie dojrzę nic pięknego w siatkówce, znacznie bardziej wolę koszykówkę albo pływanie, ale jak kto woli. Skandal na weselu? A myślałam, że tylko ja na to wpadłam na swoim blogu :D

    Pozdrawiam gorąco,

    Pisarka

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie potrafię gotować... Nic mi nie wychodzi - tylko jajecznica czasami :) Tym bardziej jestem pod wrażeniem. Podziwiam gotujących mężczyzn :)
    Ah te wesela... W nich tkwi cały urok :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, i znów z opóźnieniem! Ta szkoła to zło, zło i jeszcze raz zło. Czas wolny w przybliżeniu równy zero... No, ale o tym wszyscy już doskomale wiemy, więc może lepiej przejdę do rozdziału.

    Moich umiejętności kulinarnych może lepiej nie będę komentować. Powiem tylko, że kuchni z reguły unikam jak ognia, dla bezpieczeństwa własnego i innych. Tymbardziej gratluję Rilley, że wszystko jej tak wspaniale wyszło. Przyznam, że mnie zachowania Bartmana też nieco zdziwiło. W końcu nie do tego nas przywyczaił, prawda? Nie dziwię się więc reakcji Di. Więc szykuje się jakaś afera na weselu? Sama nie wiem, czy bardziej obawiam się, co też takiego się stanie, czy też nie mogę się tego doczekać. Chyba jednak to drugie, bo znając Wasze genialne pomysły, będzie to coś wspaniałego.

    Pozdrawiam serdecznie,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń

Nagłówek pochodzi ze strony szablonownica.blogspot.com