30 października 2012

Rozdział 7 „Psalm dla Ciebie”



Pytam się gwiazdy, co drogę wskazać błądzącym miała
Czemu ze wszystkich pragnień na świecie to ty mnie wybrałaś
Gwiazda, co w rzece wciąż się przegląda, też tego nie wie
Czemu ze wszystkich pragnień na świecie wybrałam ciebie
Połóż mnie na swym ramieniu
Połóż jak pieczęć na sercu
Poczuj smak mego pragnienia
Jak pieczęć proszę połóż mnie

23 lipca 2012r.

            - Pobudka, Śpiąca Królewno! – krzyknęła Di, odsuwając zasłony i wpuszczając do pokoju poranne promienie słońca, które padły na szerokie łóżko i śpiącą na nim Rillę. Dziewczyna powoli otworzyła oczy, przeciągnęła się rozkosznie i zapytała:
            - Która godzina?
            - Ósma piętnaście, więc odpowiedni czas, by zacząć się szykować. Idziesz wziąć prysznic, a ja w tym czasie robię nam śniadanie. Potem robię ci fryzurę, spokojnie, wymyśliłam, jaką i będzie ci w niej pięknie. Następnie makijaż. Potem pochodzisz trochę w butach, żeby je rozejść. Kolejno ubierasz suknię i czekasz aż do wyjazdu do kościoła, nie robiąc zupełnie nic. Wszystko jasne?
            - Tak, to ja zmykam pod prysznic. – Rilla szybko zasłała łóżko i pobiegła do łazienki. Zrzuciła z siebie lekką sukienkę i weszła do kabiny prysznicowej. Puściła wodę, pragnąc, by ta orzeźwiła ją i dała siły na ten dzień. Tak okropnie się cieszyła, ale z drugiej strony pojawił się strach. Tylko przed czym? Przecież nie bała się, że zapomni słów przysięgi albo, że suknia rozerwie jej się w miejscu, w którym plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Czego więc się bała? Może tego, że teraz jej życie będzie nieodzownie związane z drugim człowiekiem? Ale przecież właśnie tego chciała, o tym marzyła. Miała pewność, że kocha Bartka, więc w czym problem?
Odpowiedź była aż nad to oczywista.
Całe życie radziła sobie sama. Miała kochających rodziców, którzy zawsze ją wspierali, ale wiadomo, że rodzice nie przeżyją za dzieci całego życia. Starszy brat zawsze traktował ja przedmiotowo i nigdy nie doceniał. Kiedy wybrała studia dziennikarskie, kpił z niej, uważając, że jedynym godnym studiów kierunkiem jest prawo. Powiedzmy, że jeszcze ja szanował, gdy pisała o wojnie w Iraku i olbrzymich długach Stanów Zjednoczonych, ale kiedy dostała propozycję napisania reportażu o siatkarzach – wyśmiał ją. Zgodziła się, choć siatkówka nigdy jej nie pochłaniała, głównie po to, by zrobić Filipowi na złość. Wolała nawet nie słyszeć jego reakcji na wieść, że się zakochała i zostaje w Polsce. Z tego, co przekazała jej załamana tragicznymi stosunkami rodzeństwa matka, młody wzięty adwokat był zdania, że zniszczyła sobie życie i tak czy owak wątpliwą karierę. Bufonowaty brat był tylko jednym przykładem. W szkole nikt nie chciał się z nią zaprzyjaźnić, ze względu na kolor włosów. Uczyła się dobrze – źle. Zawaliła jakiś sprawdzian – jeszcze gorzej. Musiała się nauczyć chodzenia z głową wysoko i ukrywać – w miarę możliwości – uczucia. Jednak nawet ona nie mogła powstrzymać westchnienia satysfakcji, gdy Nora Diggis – największa prześladowczyni z czasów szkoły – zadzwoniła z pytaniem, czy może przyjechać na wesele. Narzeczony patrzył wówczas zszokowany na Riley, która z nieznaną jej fałszywą otwartością i przyjacielskością podszytą kpiną, zawiadamiała z „przykrością”, że lista gości jest zamknięta.
Tak na dobrą sprawę jej pierwszą prawdziwą przyjaciółką była Di, ale kiedy ją poznała, wyrobiła już sobie nawyk samodzielnego rozwiązywania problemów i dopiero blondynka przekonała ją, że kiedy ma się wokół siebie kochające osoby, to powinno się zawsze skorzystać z ich pomocy, jeśli ją proponują.
Czyżby teraz znowu odzywały się w dziewczynie stare przyzwyczajenia?
- Rilla, co ty tam wyprawiasz tak długo? – Krzyknęła Di zza drzwi łazienki.
- Już, już wychodzę! – Odkrzyknęła dziennikarka i szybko umyła włosy ulubionym szamponem z lawendą. Chwilę później rozczesywała wilgotne włosy i przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Czy była ładna? Chyba nie, na pewno nie tak jak Di, na której to przecież zawsze upierały się spojrzenia chłopców. Ta świadomość podbudowała ją nieco – skoro nawet, jeśli nie jest ładna, Bartek chce się z nią ożenić… Kocha ją? Nie rozumiała sama siebie i tych nietypowych dla niej rozważań. Szybko potrząsnęła głową, wyszła z łazienki i zbiegła po schodach do kuchni. Już w salonie poczuła świeży zapach ogórka i poczuła, że jest strasznie głodna. Usiadła na krześle i z uroczym uśmieszkiem wpatrzyła się w kanapki, które były przyrządzone w naprawdę piękny sposób.
- No i powiedz mi, jak na mam to zjeść? Przecież to cudo architektury! – Riley sięgnęła po kanapkę i chwilę później obydwie zajadały, żartowały i śmiały się. W pewnym momencie O’Harley spojrzała z przestrachem na przyjaciółkę i w charakterystyczny dla siebie sposób zagryzła dolną wargę. – Di, kochanie, muszę cię coś powiedzieć, bo nie chcę, żebyś się czuła zaskoczona w kościele. Bardzo, bardzo cię przepraszam, ale zaprosiłam na ślub twoją matkę. Wiem, że wasze kontakty nie są dobre i dlatego okropnie mi głupio…
- W porządku. Mną się nie przejmuj, to twój dzień. Zresztą wcale nie muszę z nią gadać. Jest okay, Rilla. – Diana szybko upiła łyk zielonej herbaty i wzięła głęboki oddech, by uspokoić myśli. Kiedy dzisiejsza panna młoda zaczęła mówić tym dziwnym tonem, spodziewała się usłyszeć tekst typu: „Chyba jednak za niego nie wyjdę i zmienię Julię Roberts w roli uciekającej panny młodej”. Wszystko, tylko nie to. Jednak przez tak długi czas przyzwyczajała się do myśli, że jej stosunki z matką nigdy nie będą dobre, że teraz po prostu postanowiła zignorować jej obecność. Uśmiechnęła do przyjaciółki, która patrzyła na nią ze zbolałą miną i rzuciła: - A pamiętasz jak zakochałyśmy się w tym skretyniałym Arnoldzie i kiedy zaczął chodzić z Natalią, przysięgłyśmy sobie, że nigdy nie podporządkujemy się facetowi?
Przez kolejne kilkadziesiąt minut wspominały stare czasy, aż zjadły wszystkie kanapki i wypiły cały dzbanek herbaty. W końcu odezwała się Stankiewicz:
- Dobra, koniec tego dobrego! – Zerknęła na zegarek i dodała: - Jest kwadrans po jedenastej, czas brać się za makijaż i fryzurę!
Tą tajemniczą i wymyślona przez Dianę fryzurą były warkocze upięte na głowie w kształt korony. Była to idealna opcja do Riley, której gęste i ciemne włosy w styku z welonem wyglądały jak u księżniczki. Di przyglądała się dziewczynie i z satysfakcją uznała, że takie upięcie idealnie podkreśla rysy twarzy O’Harley.
- Dobra, teraz makijaż!
- Tylko, że jest mały problem, Di, bo ja…
- Tak, tak wiem… Kupiłam wodoodporne cienie specjalnie dla wielkich płaczek, do których się zaliczasz. A z pewnością będziesz się zaliczać na swoim ślubie. – Z radością przytuliła przyjaciółkę, która była zszokowana tym, jak dobrze blondynka ją zna. Właściwie jednak nie było się czemu dziwić. Poznały się dziesięć lat wcześniej i od tamtej chwili chyba nie było dnia, w którym by ze sobą nie rozmawiały. Zawsze: czasem głupi sms, ale zawsze coś. Wiedziały o sobie wszystko.
- Ta dam! – Usłyszała po pół godzinie głos Stankiewicz. Zerknęła do podstawionego jej pod nos lusterka i musiała przyznać, że lepszego makijażu nie zrobiłaby jej najlepsza kosmetyczka. Delikatny, pudrowy cień do powiek wspaniale podkreślał ich niebieską barwę, tusz do rzęs tylko uwidoczniał ich gęstość, a szminka w odcieniu pomiędzy różem a czerwienią, nadawała twarzy wyrazu. W połączeniu z warkoczową koroną na głowie – cudo.
- Dwunasta, więc źle nie jest. Ubieraj buty i zrób kilka rundek po domu. – Riley posłusznie założyła beżowe szpilki, które dostała w prezencie urodzinowo-przedślubnym od mamy i przeszła się po salonie. Di kiwała głową z zadowoleniem i w końcu orzekła: - Dobra, śliczna, wskakuj w suknię! -           Riley cieszyła się jak małe dziecko, kiedy wkładała na siebie piękną suknię obcisłą u góry i rozkloszowaną na dole. Szczupłe ramiona otoczone były jedynie wąskimi i lekko odsuniętymi na bok rękawkami z koronki. Kiedy blondynka za pomocą srebrnej klamry i wsuwek przypięła jej welon, już nie tylko pierścionek był ładniejszy niż ten od księcia Williama dla Cate. Rilla zdecydowanie przebiła księżną Cambridge w każdym calu. I kiedy obserwowała krzątającą się po pokoju Dianę – już w czerwonej sukience – doszła do wniosku, że Di też będzie kiedyś wyglądała zachwycająco w sukni ślubnej i welonie. I tak bardzo zapragnęła, by stało się to niedługo.
O trzynastej zadzwonił Bartek, ale Diana zabroniła Rilli odebrać i sama oznajmiła panu młodemu, że jego przyszła żona ma się dobrze i na pewno nie spóźni się do kościoła. Uspokojony Kurek zapewnił, że będzie w nim przed nimi i kazał wyściskać Rillę. Di i tak by ją przytuliła, ale zrobiła do z większą radością i przekonaniem, że przyjaciółka będzie szczęśliwa.
Pół godziny przed czternastą wsiadły do czarnego, terenowego samochodu Rilli – prowadziła Di. Ustalili, że panna młoda na ślub dojedzie z druhną, a potem na miejsce wesela z nowo poślubionym mężem pięknie przyozdobionym samochodem. Riley bardzo zależało na tym, żeby w przygotowania ślubu i samą ceremonię było zaangażowanych jak najmniej obcych osób – nawet ksiądz był dalekim, ale jednak kuzynem Bartka.
- Dziękuję, że tu byłaś. Gdyby miała się mną zająć jakaś obca baba z tipsami, prawdopodobnie padłabym już na zawał – odezwała się Rilla, kiedy Di pomogła jej już usiąść w samochodzie tak, by nie pognieść sukni.
- Wiesz, że nie masz za co mi dziękować. Nawet, gdybyś mnie tu nie chciała, i tak bym przyjechała. – Ucałowała dziennikarkę w policzek i zajęła miejsce kierowcy. Ruszyły powoli nie dlatego, że Di nie potrafiła jeździć. Po prostu chciały się nacieszyć tą chwilą, bo choć obie były bardzo szczęśliwe, czuły, że nic już nigdy nie będzie takie jak dawniej.
- Twój brat będzie? – Zapytała Di, chcąc rozładować atmosferę.
- Nie wiem. Zaprosiłam go, ale wiesz co on sądzi o mnie, Bartku i naszym związku. Jeśli przyjedzie, ucieszę się. Jeśli nie to płakać na pewno nie będę. Słuchaj Di, a kto będzie robić zdjęcia podczas ślubu? Przecież ty nie możesz…
- Spokojnie, sprzedam aparat Piotrkowi. Dogadałam się z nim w sobotę – odpowiedziała Di z uśmiechem. Dalsza rozmowa przebiegała w ciepłym tonie i kiedy dziesięć minut przed czternastą wychodziły z samochodu przed kościołem, nie czuły już tego odrętwienia i stremowania. Rilla wpadła w ramiona ojca, który ze wzruszeniem patrzyła na swoją małą królewnę, którą oddawał w ręce innego mężczyzny. Di patrzyła na nich z uśmiechem. Wiedziała, że Riley zawsze była córeczką tatusia i doskonale pamiętała chwilę, gdy Steve O’Harley groził piętnastoletniej córce, że jeśli przyprowadzi do domu jakiegoś chłopaka, to stanie na balkonie i odstrzeli z dubeltówki. Oczywiście, to były żarty, ale i tak na pewno ciężko było mu rozstać się z córką. Teraz to nie on miał sprawować nad nią opiekę.
- Cześć, wujku! – odezwała się Stankiewicz, całując mężczyznę w policzek. Nie był jej prawdziwym wujkiem, ale tak naprawdę zawsze traktował ją jak drugą córkę. Tak samo zachowywała się Zuzanna O’Harley. To w rodzicach przyjaciółki znajdowała oparcie, gdy nie mogła polegać na własnej matce. Po raz ostatni uścisnęła Rillę i skierowała się w stronę kościoła, by usłyszeć jeszcze urywek rozmowy w języku angielskim:
- Kochasz go, córcia?
- Najbardziej w świecie, tatusiu.
- W takim razie bądź szczęśliwa, aniołku.
Diana weszła do kościoła i szybko odszukała wzrokiem Pita. Siedział w trzeciej ławce obok Winiarskiego i jego żony z dzieckiem. Odwrócił się i uśmiechnął na jej widok, a ona szybko do niego podbiegła i wręczyła mu ukochany aparat.
- Tylko go nie zgub, nie zepsuj i nie porysuj, bo cię zastrzelę – powiedziała jeszcze i ścisnęła jego rękę, a potem ruszyła w stronę ołtarza, gdzie stali Kurek i Bartman. Po drodze przyglądała się gościom i z radością wyłowiła w tłumie radosną twarz mamy i babci Rilli. Zobaczyła też swoją matkę i na widok jej bladej twarzy, coś w niej zadrżało. Odpędziła jednak niepokojące myśli i zajęła miejsce dla druhny. Uśmiechnęła się pokrzepiająco do pana młodego i mrugnęła porozumiewawczo do jego drużby. Chwilę później rozległy się pierwsze takty marsza weselnego, główne drzwi kościoły zostały uchylone i stanęła w nim Riley wsparta ramieniem ojca. Diana podziękowała Bogu w duchu, że Steve jest postawnym mężczyzną i mocno trzyma córkę, bo miała wrażenie, że kobieta zaraz zemdleje. Ale kiedy tylko napotkała spojrzenie swojego przyszłego męża, wstąpiła w nią energia, a radość rozświetliła jej postać. Di miała wrażenie, że promieniuje od niej wewnętrzny blask. Usłyszała pstryk aparatu i zobaczyła, że Pit z zacięciem robił zdjęcia. Obrzuciła spojrzeniem Kurka, który oniemiał z zachwytu wyglądem swojej narzeczonej. Jego oczy błyszczały i była w nich nie tylko radość i spełnienie, ale coś jeszcze. Coś, czego ani Pit, ani Diana, ani nawet najlepszy fotograf nie mógł uchwycić.
Była w nich miłość.
Steve O’Harley podprowadził córkę do ołtarza i kiedy stawała ona obok Bartka, szepnął przyszłemu zięciowi coś do ucha. Stankiewicz nie dosłyszała tych słów, ale domyśliła się ich. Bo w takiej chwili cóż innego mógł mu powiedzieć oprócz „Oddaję w twoje ręce mój największy skarb. Dbaj o nią, bardziej niż o siebie”?
Ceremonia rozpoczęła się, a Di w myślach pochwalała to, że wodoodpornymi cieniami pomalowała nie tylko przyjaciółkę, ale i siebie. Już po dziesięciu minutach łzy spływały jej po policzkach i jedynie uspokajający uśmiech Zbyszka dawał jej siły na dalsze oczekiwanie. Co jej tez przez myśl przeszło? Jego uśmiech? To nieprawdopodobne. Sama jego obecność… „Och, po prostu tutaj jest w podobnej sytuacji. Gdyby stał obok ktoś inny, byłoby tak samo” przekonywała się w myślach. Żeby nie myśleć o Bartmanie, skupiła się na sylwetce Rilli.
- Bartoszu, przyjmij tą obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności.
Nawet nie zauważyła, kiedy zleciał ten czas, ale już po chwili doszli do momentu przysięgi. I kiedy patrzyła na te dwie istoty, z których jedna była najbliższą jej osobą, a druga prawie zupełnie obcą, przypomniała sobie zdanie, które kiedyś przeczytała: „Miłość poznaje się kochając”. I to była prawda. Mogły się z Rillą zastanawiać jako nastolatki, czym jest miłość, ale dopiero teraz O’Harley to odkryła. Diana wiedziała, że musi jeszcze na to poczekać. I kiedy usłyszała drżący z emocji głos Bartka, cieszyła się tak bardzo, jakby to jej ktoś ślubował miłość:
- Ja, Bartosz, biorę sobie Ciebie, Riley, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. I że Cię nie opuszczę aż do śmierci.

***
Ogłaszam nowy rozdział, bo dziś wtorek! 
Witam, robaczki. Mamy ślub, a już niedługo wesele... Ugh, aż się wzruszyłam z tego wszystkiego. Równie dobrze oczy mi łzawią ze zmęczenia. Trudne sprawy wymiękają przy życiu osobistym autorek, więc wybaczcie nam wszelkie opóźnienia, które obiecamy nadrobić. 
Pozdrawiamy,
I&F.

3 komentarze:

  1. Przede wszystkim, naprawdę bardzo Was przepraszam za brak komentarza pod poprzednim rozdziałem, ale... Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła, czyli masakra, krótko mówiąc. Mam nadzieję, że mi wybaczycie to opóźnienie.

    Poprzedni rozdział bardzo mi się spodobał, a już szczgólnie Pit na wieczorze panieńskim... Już dawno tak się nie uśmiałam, jak czytając ten fragment. I jak tu się dziwić reakcji Bartka? Ech, aż sama nabrałam ochoty na jakieś ciato... Ten rozdział też jest wspaniały. Di na początku rozbawiła mnie tym swoim dopiętym na ostatni guzik planem dnia, ale jak widać wszystko się udało. Nie śmiem wątpić, że Rilla wyglądała przepięknie. Ech, ślub... Wcale się nie dziwię, że Di płakała, bo i mi łza się zakręciła w oku. A teraz wprost nie mogę się doczekać wesela, bo przecież Bartman ma tam sprawić jakieś kłopoty i prawie umieram z ciekawości, co to dokładnie będzie. A swoją drogą, póki co zanosi się na to, że Bartman jednak nie przegra zakładu...

    Pozdrawiam serdecznie,

    Lakia

    PS

    Przy okazji zapraszam do siebie na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać wesela! Czuję, że będą się tam działy napradę interesujące rzeczy. Aż boję się pomyśleć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję i znów mam małe zaległości, ale szkoła zamiera mi resztki czasu wolnego i nie mam kompletnie czasu na nic.
    Już się nie mogę doczekać wesela, coś czuję, że będzie ciekawie. Przynajmniej mam taką trochę nadzieję. Jest duże pole rozmachu. Wszystko może się zdarzyć.
    Być na ślubie przyjaciółki, to chyba niesamowite przeżycie.
    Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń

Nagłówek pochodzi ze strony szablonownica.blogspot.com