Poznaliśmy się nocą w hiszpańskiej kawiarni
Patrzyłam w twoje oczy i całkiem nie wiedziałam, co powiedzieć
To uczucie było jakbym się zatapiała w słonej wodzie
Zostało mało czasu zanim słońce wzejdzie
Jutro przyjdzie czas do zrealizowania
Jak pragnę by przyjść do Ciebie
Jak pragnę abyśmy zamienili to w prawdę
Patrzyłam w twoje oczy i całkiem nie wiedziałam, co powiedzieć
To uczucie było jakbym się zatapiała w słonej wodzie
Zostało mało czasu zanim słońce wzejdzie
Jutro przyjdzie czas do zrealizowania
Jak pragnę by przyjść do Ciebie
Jak pragnę abyśmy zamienili to w prawdę
23 lipca 2012 r.
Po kwestii
księdza „Ogłaszam was mężem i żoną. Teraz możesz pocałować pannę młodą” Diana
już nawet nie próbowała powstrzymać łez, które uparcie spływały po jej twarzy
coraz szybciej. Pocałunek młodej pary, który jej zdaniem był jedynie
formalnością trwał może nieco za długo, bowiem polscy reprezentacji (a w
szczególności Ignaczak oraz Żygadło) rozpoczęli znaczące pochrząkiwanie.
Kiedy świeżo, co upieczona pani
Kurek już oderwała się z rumieńcami od ust męża oboje popatrzyli na siebie z
uśmiechem by następnie skierować samodzielnie do wyjścia z kościoła. W ślad za
nimi ruszyli Bartman prowadzący Dianę pod rękę, a kilka minut później i reszta
gości. Nowożeńcy ustawili się przed wyjściem, gdzie to dołączyli do nich
świadkowie.
Kolejka osób, które składały im
życzenia i wręczała prezenty stopniowo posuwała się do przodu. Najpierw rodzina
panny młodej, później Kurka, Możdżonek wraz z uśmiechniętą żoną, która
wyglądała przy jego ponad dwumetrowym wzroście zupełnie niczym karzełek,
Winiarscy z synkiem, Jaroszowie, Kubiak ze swoją narzeczoną Moniką, Kosok,
Ignaczak, niestety sam, ponieważ jego rodzina nie zdołała przybyć do Zielonej
Góry, Żygadło, Zagumni, pojawił się nawet trener Anastasi, który nie wywołał tyle
zamieszania, co Nowakowski:
- Chciałem ci Kuraśku strasznie
pogratulować. Pilnuj jej jak oka w głowie! Ach no to skończyły się te nasze
pamiętne kawalerskie wypady. Teraz będziesz musiał myśleć o pieluchach,
mleczkach i całym tym ambarasie – zaśmiał się, a Rilla spojrzała
porozumiewawczo na Dianę. Kiedy wczoraj poinformowały go o stanie pani Kurek
obiecywał nie puścić nawet uwagi na ten temat! No, co prawda był wtedy lekko
nietrzeźwy, ale jednak przysięgał!
- O co ci biega Pit? – Spytał
Kurek mocno zdezorientowany, a środkowy poklepał go po ramieniu będąc cały czas
uważnie obserwowanym przez obie dziewczyny.
- No wiesz… Będziecie mieć chyba
dzieci w przyszłości? – Zaśmiał się Nowakowski pogodnie by nacisnąć spust
aparatu i zrobić kolejne zdjęcie, po którym oczywiście musiał puścić
porozumiewawcze oczko w kierunku obu pań.
Na samym końcu pojawiła się Eliza
Stankiewicz, która podeszła do nich typowym dla siebie powolnym krokiem. W
ciągu trzech lat nieobecności Diany w domu musiała przyznać, że kobieta ani
trochę się nie zmieniła od ich ostatniego spotkania. Jej wyprostowana wciąż
sylwetka wręcz biła chłodem, a stalowe oczy utkwione były w Rilli. Wręczyła
dziewczynie wiązankę białych kwiatów, konkretnie orchidei by przemówić z
typowym dla siebie dystansem:
- Chciałabym ci życzyć
wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, a tobie młodzieńcze pragnę
pogratulować wyboru tak pięknej kobiety – przesunęła wzrokiem odrobinę w lewo
by wreszcie spojrzeć z ociąganiem na córkę. – Diano.
- Gdzie tata? Dobrze się czuje? –
Spytała Stankiewicz czując jak drżą jej kolana.
- Nie udawaj, że cię to cokolwiek
obchodzi – blondynka otworzyła usta z zaskoczeniem, a stojąca obok niej Rilla wciągnęła
powietrze. – Przykro mi, ale nie zostanę na weselu. Obowiązki i Warszawa
wzywają – nie oczekując na jakiekolwiek słowa pożegnania odeszła zostawiając
swoją roztrzęsioną córkę.
Całą czwórką ruszyli na podjazd
kościoła, gdzie to pozostały już tylko dwa samochody. Jeden należący do Rilly,
a którym to Stankiewicz miała dotrzeć do niewielkiego lokalu, w którym to
zostało urządzone wesele Kurków oraz drugi udekorowany na wóz pary młodej, choć
doskonale wiedziała, że to Bartman poświęcił w tym celu swoje auto. Stankiewicz
pomogła włożyć do niego wszystkie bukiety, nie odzywając się przy tym słowem,
co było powodem to utrapienia Riley.
- Przepraszam cię Di – wyszeptała
panna młoda, a Diana uśmiechnęła się do niej pocieszająco unosząc przy tym obie
dłonie ku górze.
- Nie masz za co. Tak jak mówiłam
to twój dzień i chyba mamy się, z czego cieszyć – oznajmiła spokojnie
wzruszając ramionami obojętnie by pomóc następnie przyjaciółce w zajęciu
miejsca obok męża.
Bartman odjechał kierując się do
lokalu, choć w pamięci pozostał mu widok Stankiewicz w bocznym lusterku. Po raz
kolejny jego serce zabiło mocniej, jednak tym razem wydawał się to być nie
tylko element zakładu, o którym co rusz sobie przypominał. W duchu dziękując za
brak korków w Zielonej Górze pewnie wjechał na parking restauracji „Pod
olszynką.” I właśnie wtedy wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał
nawet w najśmielszych oczekiwaniach.
Mały tłumek otoczył samochód za
wszystkich stron i nawet przez przyciemniane szyby dostawały się do środka błyski
fleszy. Świeżo upieczona pani Kurek jęknęła płaczliwie na ten widok. W duchu
czuła, że wszystko było zbyt idealne by mogło takie pozostać do końca, więc
trzymając się kurczowo dłoni męża westchnęła ciężko.
W jednym momencie wjechał kolejny
samochód i nikt nawet nie musiał sprawdzać, kto siedzi za kierownicą.
Stankiewicz kilkanaście razy z uporem wciskała klakson, aż wreszcie z lokalu
wypadła cała drużyna, która skutecznie odstraszyła natrętów.
- Nigdy więcej – powiedziała
Rilla wtulając się ufnie w męża.
- A ja tam żałuję. Nie zdążyliśmy
im dać porządnie lekcji, co do prywatności – skomentował jedynie Bartman z
przebiegłym uśmiechem, a wszystkim ponownie poprawiły się humory.
Wesele miało odbyć się normalnie,
chociaż przecież zawodnicy jak i Di z Rillą miały następnego dnia udać się już
do Londynu. Na szczęście wszelki przygotowania odbyły się tuż po zakończeniu
memoriału, więc wszyscy mogli szaleć. Kiedy tylko goście już zasiedli do
stołów, na których to było widać kieliszki z czerwonym winem wstał Bartman z
poważną miną.
- Tak,
gdyby ktoś ze zgromadzonych nie wiedział: to ja poznałem Riley pierwszy.
Patrzyłem na jej uśmiechnięta twarz i pierwszy, co mi przeszło przez myśl to
"Woow, niezły tyłek." – Odczekał kilka minut by goście przy stołach
wreszcie przestali chichotać. - Szczerze ją polubiłem i postanowiłem zabrać na
imprezę, gdzie poznała swojego męża. Spokojnie nie musicie dziękować, wystarczy
mnie wielbić na kolanach! – Ponownie przerwał by zgromadzeni z z coraz to
szerszymi uśmiechami obserwowali jego poczynania. -W każdym razie podczas ich
pierwszego spotkania czułem się jak w burzowy dzień. Niemal widziałem jak
przeskakiwały pomiędzy nimi iskierki miłości. To za nie chcę dziś wznieść
toast. Niech miłość, która was połączyła nigdy nie zgaśnie!
- Amen!
- Krzyknął Nowakowski podnosząc już kieliszek do ust, ale Diana wstała
pospiesznie skupiając na sobie uwagę zgromadzonych.
- Skoro
Zbyszek już przemówił, teraz kolei na mnie. – Zaczęła z ociąganiem czując
przyjemne dreszcze podczas wymawiania imienia Bartmana. - Poznałam Rillę, kiedy
jeszcze jej piękne kasztanowe włosy miały ostro pomarańczową barwę marchewki. -
Goście wybuchnęli śmiechem, a Di ciągnęła dalej. - Ale już wtedy była
niesamowicie dobrą, przyjacielską i ciepłą osobą. Pamiętam, że wtedy bardzo mi
pomogła i kiedy siadałyśmy w Zakopanem i patrzyłyśmy na góry, opowiadałyśmy o
swoich marzeniach. I ona zawsze marzyła o domu, dzieciach i kochającym mężu.
Więc właśnie w ten ważny dla niej dzień chciałabym wznieść toast za to i
jeszcze wiele innych marzeń, które spełniły się lub spełnią w najbliższym
czasie. – Powiedziała szklistym wzrokiem wpatrując się w przyjaciółkę, po
której to twarzy zaczęły spływać łzy. - Muszę też lojalnie ostrzec Bartka.
Jeśli ją skrzywdzisz… Zobaczysz, jaką zimną suką potrafię być.
Brunet
pokiwał głową przyjmując ową informację do wiadomość, a wszyscy goście
wykrzyknęli razem „Za Rillę i Bartka.” W tej samej chwili kobieta nachyliła się
do męża, szepcząc mu coś do ucha. Po
chwili oniemiały mężczyzna wstał i ignorując jęki protestu Pita, powiedział:
- Zanim
każdy skupi się na wypiciu swojej lampki wina, chciałbym wznieść jeszcze jeden
toast. Za moją piękną żonę, która właśnie sprawiła mi największą niespodziankę
na świecie. Ludzie, będę ojcem, będę ojcem! – Wykrzyknął radośnie ponownie
całując Rillę tego dnia.
– Dobra
– wtrącił Nowakowski nie wstając od stołu. – Nie to, że nie jestem romantyczny,
ale jeśli jeszcze ktoś chce wznieść toast… Niech zrobi to teraz albo mu spuszczę
łomot i zamilknie na wieki.
Wszyscy
roześmiali się radośnie, a kapela, która została zatrudniona na uroczystość
rozpoczęła tańce.
Najpierw
para młoda, później rodzice, aż wreszcie większość wyszła na parkiet porzucając
tymczasowo przepyszne dania. W tej mniejszość znalazła się Diana, która domagała
się od Nowakowskiego zwrotu aparatu. Żałowała jedynie, do tej krótkiej sukienki
nie pasowała jakaś bardziej pojemna torebka prócz kopertówki.
-
Piotrek! Poproszę aparat – rozkazała stanowczo wyciągając w jego kierunku dłoń,
ale ten spryciarz wykorzystując nad nią przewagę wzrostu uniósł lustrzankę w
górę. Widzący całe zajście Żygadło roześmiał się serdecznie.
Blondynka
uniosła obie brwi ku górze, zakładając ręce pod piersiami. Jeśli Nowakowski
myślał, że zacznie go błagać o zwrócenie własności albo, co gorsza skakać do
jego ręki to się grubo mylił.
- Oddaj
aparat albo na następnym meczu wychwycę cię w najmniej spodziewanym momencie –
zagroziła, a blondyn popatrzył na nią z zaskoczeniem.
-
Zrobiłabyś to swojemu Pitowi? – Spytał uśmiechając się w ten swój
uroczo-chłopięcy sposób.
- Bez
wahania, jeśli nie oddasz aparatu – oznajmiła słodko przybierając minę
niewiniątka.
W ten
oto sposób lustrzanka wróciła do jej rąk i wreszcie Stankiewicz mogła wrócić do
swojego żywiołu, czyli robienia zdjęć. Po krótkim czasie zrobiła kilka naprawdę
śmiesznych ujęć, a jej faworytem stał się Bartman nad talerzem z tortem, który
coś zawzięcie gestykulował. Drugie miejsce zajmowali Kurkowie, którzy myśląc,
że choć przez chwilę nie są obserwowani całowali się namiętnie.
O tak szczęście
i błogi spokój na twarzy Rilly były widoczne gołym okiem, a pewnie nawet i
ślepy by go doświadczył gdyby tylko posłuchał, z jaką radością się tego dnia
wypowiadała. Mimowolnie, jednak powracała myślami do wydarzenia z
dziennikarzami w roli głównej, którzy przecież tak ich osaczyli. Miała cichą
nadzieję, że to pierwszy i zarazem ostatni taki incydent.
- A
podobno to Diana myśli o niebieskich migdałach – zaśmiał się Bartman, który
według niej pojawił się znikąd. – Nie martw się. W końcu to twój ślub, a ich
zwykle nie bierze się dwa razy.
Spojrzała
na swojego męża, który tańczył z jej matką i rozluźniła się ponownie by z
szerokim uśmiech obserwować jak Adam Kurek zmierza w jej kierunku prosząc
synową do tańca.
- A ty,
na co czekasz? Wyciągaj Di na parkiet – rzuciła na odchodne, a brunet ruszył w
kierunku Stankiewicz, która właśnie uwieczniła rodzinkę Winiarskich z Pitem w
tle.
Obrzucił
jej sylwetkę długim spojrzeniem począwszy od blond loków, które okalały jej
głowę po rozkloszowaną czerwoną sukienkę z dekoltem w kształcie serca,
sięgającą około dwudziestu centymetrów przed kolano. Uśmiechnął się pewnie by
dwukrotnie puknąć ją w ramię. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę
umieszczając na jego twarzy spojrzenie zielonych oczu i nim zdążył zareagować nacisnęła
spust migawki tym samym robiąc zdjęcie. Widocznie zadowolona z efektu
uśmiechnęła się szerzej ukazując w policzkach dwa dołeczki.
- Może
zatańczymy? – Zaproponował wyciągając prawą dłoń, a ona spojrzała na nią
nieufnie.
- Muszę
robić zdjęcia – wytłumaczyła wzruszając ramionami, ale ścisnęła w dłoniach
mocniej aparat.
- Pit
się tym zajmie, prawda Cichy? – Zawołał kierując pytanie do stojącego nieopodal
Nowakowskiego.
- Teraz
to Pit, a wczoraj to bęcwale – Bartman posłał blondynowi ciężkie spojrzenie, na
co ten uśmiechnął się promiennie odbierając od Stankiewicz aparat.
Uspokajając
się myślą o zakładzie poprowadził dziewczynę na parkiet by dostrzec jeszcze
uśmiechającą się Rillę. Mieli akurat to szczęście, że rozpoczęła się nowa
piosenka, a konkretniej tzw. przytulaniec. Przysunął się bliżej Diany, czując
przy sobie jej drobne ciało. Nie miał zamiaru przegrać, a dodatkowo życie w
celibacie aż do września tym bardziej mu się nie uśmiechało. Wypadało, więc
załagodzić jakoś ich relację. Kierując się ową myślą oznajmił śmiało:
-
Właściwie to chciałem cię przeprosić za kiepski początek znajomości. Mam ciężki
charakter, ale podobno zyskuję przy bliższym poznaniu – oznajmił szczerze
obracając ją.
-
Podobno – skomentowała jedynie z tajemniczym uśmiechem. – Ja też nie jestem bez
winy, więc przepraszam cię za sytuację w barze.
-
Zacznijmy od nowa. Z czystymi kartami – oznajmił, a gdy pokiwała głową
delikatnie na znak zgody, spytał: - Opowiedziałaś nam o marzeniach Rilly z
Zakopanego, a jakie były twoje?
- To
długa historia…
- Mi
się nie spieszy.
- Ale
piosenka się kończy – trafne i prawdziwe spostrzeżenie, ale on nie miał zamiaru
się poddać.
-
Będzie następna.
- To
nic wielkiego. Po prostu chciałam znowu tańczyć – westchnęła, kiedy melodia
zmieniła się na nieco żywszą.
-
Znowu? – Powtórzył zaintrygowany ognikami w jej oczach.
- Moja
matka to była baletnica. Od małego mnie uczyła, a później zaczęłam pobierać
lekcje u profesjonalistów. W wieku sześciu lat występowałam już w
przedstawieniu tanecznym jako Calineczka. Rok później wyjechałam po raz
pierwszy na zagraniczne warsztaty, do których to zwyczajnie się przyzwyczaiłam.
Hiszpania, Francja, Brazylia, Wielka Brytania, Argentyna… Zwiedziłam trochę
świata. Sam z resztą to rozumiesz. Wszystko podporządkowałam baletowi i nauce
języków. Na zawarcie prawdziwych przyjaźni nie miałam czasu i wróżono mi wielką
karierę. Określana dziewczynka jako nad wiek dojrzała w rzeczywistości chciała…
Potrzebowała domu. Takiego prawdziwego. Z ojcem, którym zabierał ją na mecze, a
nie pracował do późnych godzin i troskliwą matką.
- Czemu
przestałaś tańczyć? – Przerwał opowieść czując się znacznie ciężej na duszy niż
jeszcze kilka minut temu.
- Nie
miałam wyboru. Na wakacjach po szóstej klasie matka zawiozła mnie do Zakopanego
na casting do przedstawienia. Wszystko zapewne skończyłoby się dobrze gdybym
podczas ostatniego piruetu nie poślizgnęła się na piórze z kostiumu
poprzedniczki – widząc wstrząśniętą minę mężczyzny wyjaśniła: - Balet to świat
wielkich indywidualności. W przeciwieństwie do siatkówki tam konkurencje za
wszelką cenę się likwiduje, a słabe kostki i grawitacja jak wiesz to złe
połączenie. – Pokiwał powoli głową przytakując. – Kontuzja trwała dwa tygodnie,
które spędziłam w sanatorium na rehabilitacji i treningach. Na pierwszej próbie
nie dałam rady wykonać prostego układu. Ból był zbyt silny, więc mama zawiozła
mnie do kolejnego specjalisty. Jako pierwszy powiedział mi, że taniec w moim
przypadku jest już niemożliwy, a staw został uszkodzony. Tego samego dnia poznałam
Rillę i to dzięki niej zrozumiałam pewną bardzo ważną rzecz.
- Jaką?
– Zapytał szczerze zaciekawiony spoglądając na zamyśloną Stankiewicz.
-
Uwielbiałam balet, bo tylko wtedy matka poświęcała mi uwagę i choć go kochałam
to nigdy nie wkładałam w niego choćby połowę serca, co w fotografie. Dzisiaj
śmiało stwierdzam, że to taniec to wielka miłość mojej mamy.
-
Miałaś trochę jak ja z siatkówką. Ojciec od dziecka pchał mnie w jej stronę i
nigdy nie pozwalał spocząć na laurach. Z tą różnicą, że ja pokochałem ten sport
całym sobą i do dzisiaj mu za to dziękuję… Ty za to z matka nie dogadujesz się
najlepiej – stwierdził mając w pamięci incydent sprzed kościoła.
-
Odebrała mi całe dzieciństwo, więc przykro mi, ale nie będę jej nosić na
rękach. To rodzice Rilly traktowali mnie jak córkę nie ona. Do końca miała
nadzieję, że jednak z moją noga uda się coś zrobić. Bezgranicznie w to
wierzyła. Nie liczyło się dla niej ryzyko operacji, jakiej chciała mnie poddać.
Bylebym tańczyła. Wyrzuciła mój pierwszy aparat. Podarła na kawałki zdjęcia,
które robiłam. No i jeszcze dochodzi sprawa Maxa… - bąknęła zarumieniona nim
zdążyła ugryźć się w język.
- Maxa?
-
Poznałam go w ostatniej klasie gimnazjum. Od pierwszego spotkania czułam, że
nasza znajomość musi mieć ciąg dalszy. Nie ważne, jaki. Po prostu dalszy.
Zakochana w nim po uszy nie dostrzegałam kłamstw. Postrzegałam go jako ideał.
Tancerz, przystojny, zabawny… Byłam z nim parą przez długi okres czasu, czego
moja matka oczywiście nie pochwalała. Ona widziała u mojego boku statecznego
prawnika, wykazując się w tym punkcie kompletną hipokryzją. Ile to łez wylałam,
ile to razy nie spałam po kłótniach o Maxa… Tego nie zliczą nawet najtęższe
umysły. W końcu wyprowadziłam się z domu rozpoczynając studia i samodzielne
życie. On zapatrzony w czubek nosa i ja zapatrzona w niego… Ciekawe połączenie,
nie sądzisz? W końcu, jednak wybrał karierę zamiast mnie, a ja uznałam, że
skoro jest na tyle głupi, aby odejść to będę na tyle mądra, żeby mu pozwolić.
- I
miałaś rację! – Krzyknął, na co ona zaśmiała się dźwięcznie. – Masz talent,
tupet i urodę… Przed takimi kobietami świat stoi otworem.
-
Dziękuję, choć akurat tupet mogłeś sobie darować – mruknęła z uśmiechem, a
kolejna piosenka dobiegła do końca. – Muszę wrócić do Pita, bo znowu nie będzie
się bez szantażu w celu odzyskania aparatu. Pewnie biedaczek czuje się
wykorzystany.
- On
lubi być wykorzystywany – zaprzeczył szybko Zibi, a blondynka pokręciła głową z
uśmiechem.
-
Dziękuję za oba tańce.
- A ja
za opowieść i życzę sobie kolejnych z twoich ust.
- To
nie koncert życzeń – powiedziała odchodząc do Nowakowskiego, który szczerzył
się pogodnie w jej kierunku.
-
Pomarzyć zawsze wolno – skomentował, kiedy Rilla stanęła przy jego boku z
oszałamiającym uśmiechem, więc tym razem to ją poprosił do walca. Kątem oka
widział jeszcze jak tym razem to pan młody przejmuje aparat Stankiewicz i
kieruje obiektyw na śmiejącą się Di, która prowadzona przez Pita kierowała się
na parkiet.
-
Wiesz, że mam urodziny 18 grudnia, Di? – Spytał blondyn.
- Teraz
już tak.
- To
świetnie.
-
Czemu? – Blondynka ewidentnie zagubiła się w logice Pita, o czym świadczyła
drobna zmarszczka pomiędzy brwiami.
- Wiesz
bardzo polubiłem twój aparat z chęcią przyjąłbym podobny jako prezent
urodzinowy – zaśmiała się ponownie w duchu zapisując ową uwagę.
-
Słodcy są – skomentowała Rilla do Bartmana widok tańczących przyjaciół.
- Nie
tak bym ujął ten widok.
-
Zazdrosny?
Wzruszył
jedynie ramionami w odpowiedzi wiedząc, że nie może nawet słowem wspomnieć o
zakładzie. Kasztanowłosa przecież przekazałaby wszystko Stankiewicz, a to
skutecznie by ją od niego odsunęło i na dodatek pewnie pchnęłoby w ramiona
Nowakowskiego.
Tylko jeden ostatni taniec
Zanim powiemy do widzenia
Kiedy się kołyszemy i obracamy i dookoła i dookoła
To jest jak pierwszy raz
Tylko jedna ostatnia szansa
Weź mnie mocno i rozgrzej
Bo noc jest zimna a ja
Nie wiem kogo jestem
Tylko jeden ostatni taniec
Zanim powiemy do widzenia
Kiedy się kołyszemy i obracamy i dookoła i dookoła
To jest jak pierwszy raz
Tylko jedna ostatnia szansa
Weź mnie mocno i rozgrzej
Bo noc jest zimna a ja
Nie wiem kogo jestem
Tylko jeden ostatni taniec
***
Nie wiem czy ktoś jeszcze żyje, ale na wszelki wypadek informuję Was, że obie Autorki mają się dobrze, choć ich serca czują się źle. Ma ktoś może jakąś instrukcję obsługi facetów?
Pozdrawiamy,
I&F.
Ja żyję! Ja żyję! Chociaż co to za życie... Innymi słowy, szkoła to zło wcielone i znów daje mi w kość. Ale do tego już chyba wszyscy przywykliśmy, a poza tym nie o tym miałam pisać.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zwykłe. Ech, wesela... Coś pięknego, prawda? Te ich toasty przebiły wszystkie, których słuchałam do tej pory pory. Uśmiałam się przy tym :) I z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię Pita. Jest po prostu wspaniałą postacią. I jak tu się nie śmiać? :) No tak, Di i Bartman... Że niby to wszystko tylko dla zakładu? A on wcale nie jest zazdrosny? Kurczę, co faceci mają w tych głowach? Coś mi mówi, że ich intrukcja obługi chyba przydałaby się nam wszystkim. Ech, co za życie...
Pozdrawiam serdecznie,
Lakia
Uwielbiam śluby i wesela, a to wesele było świetne! Przychylam się do zdania koleżanki wyżej - toasty wymiatają, a Pita nie da się nie lubić :)
OdpowiedzUsuń