6 listopada 2012

Rozdział 8 „Just one last dance”




Poznaliśmy się nocą w hiszpańskiej kawiarni
Patrzyłam w twoje oczy i całkiem nie wiedziałam, co powiedzieć
To uczucie było jakbym się zatapiała w słonej wodzie
Zostało mało czasu zanim słońce wzejdzie
Jutro przyjdzie czas do zrealizowania
Jak pragnę by przyjść do Ciebie
Jak pragnę abyśmy zamienili to w prawdę

23 lipca 2012 r.

            Po kwestii księdza „Ogłaszam was mężem i żoną. Teraz możesz pocałować pannę młodą” Diana już nawet nie próbowała powstrzymać łez, które uparcie spływały po jej twarzy coraz szybciej. Pocałunek młodej pary, który jej zdaniem był jedynie formalnością trwał może nieco za długo, bowiem polscy reprezentacji (a w szczególności Ignaczak oraz Żygadło) rozpoczęli znaczące pochrząkiwanie.
Kiedy świeżo, co upieczona pani Kurek już oderwała się z rumieńcami od ust męża oboje popatrzyli na siebie z uśmiechem by następnie skierować samodzielnie do wyjścia z kościoła. W ślad za nimi ruszyli Bartman prowadzący Dianę pod rękę, a kilka minut później i reszta gości. Nowożeńcy ustawili się przed wyjściem, gdzie to dołączyli do nich świadkowie.
Kolejka osób, które składały im życzenia i wręczała prezenty stopniowo posuwała się do przodu. Najpierw rodzina panny młodej, później Kurka, Możdżonek wraz z uśmiechniętą żoną, która wyglądała przy jego ponad dwumetrowym wzroście zupełnie niczym karzełek, Winiarscy z synkiem, Jaroszowie, Kubiak ze swoją narzeczoną Moniką, Kosok, Ignaczak, niestety sam, ponieważ jego rodzina nie zdołała przybyć do Zielonej Góry, Żygadło, Zagumni, pojawił się nawet trener Anastasi, który nie wywołał tyle zamieszania, co Nowakowski:
- Chciałem ci Kuraśku strasznie pogratulować. Pilnuj jej jak oka w głowie! Ach no to skończyły się te nasze pamiętne kawalerskie wypady. Teraz będziesz musiał myśleć o pieluchach, mleczkach i całym tym ambarasie – zaśmiał się, a Rilla spojrzała porozumiewawczo na Dianę. Kiedy wczoraj poinformowały go o stanie pani Kurek obiecywał nie puścić nawet uwagi na ten temat! No, co prawda był wtedy lekko nietrzeźwy, ale jednak przysięgał!
- O co ci biega Pit? – Spytał Kurek mocno zdezorientowany, a środkowy poklepał go po ramieniu będąc cały czas uważnie obserwowanym przez obie dziewczyny.
- No wiesz… Będziecie mieć chyba dzieci w przyszłości? – Zaśmiał się Nowakowski pogodnie by nacisnąć spust aparatu i zrobić kolejne zdjęcie, po którym oczywiście musiał puścić porozumiewawcze oczko w kierunku obu pań.
Na samym końcu pojawiła się Eliza Stankiewicz, która podeszła do nich typowym dla siebie powolnym krokiem. W ciągu trzech lat nieobecności Diany w domu musiała przyznać, że kobieta ani trochę się nie zmieniła od ich ostatniego spotkania. Jej wyprostowana wciąż sylwetka wręcz biła chłodem, a stalowe oczy utkwione były w Rilli. Wręczyła dziewczynie wiązankę białych kwiatów, konkretnie orchidei by przemówić z typowym dla siebie dystansem:
- Chciałabym ci życzyć wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, a tobie młodzieńcze pragnę pogratulować wyboru tak pięknej kobiety – przesunęła wzrokiem odrobinę w lewo by wreszcie spojrzeć z ociąganiem na córkę. – Diano.
- Gdzie tata? Dobrze się czuje? – Spytała Stankiewicz czując jak drżą jej kolana.
- Nie udawaj, że cię to cokolwiek obchodzi – blondynka otworzyła usta z zaskoczeniem, a stojąca obok niej Rilla wciągnęła powietrze. – Przykro mi, ale nie zostanę na weselu. Obowiązki i Warszawa wzywają – nie oczekując na jakiekolwiek słowa pożegnania odeszła zostawiając swoją roztrzęsioną córkę.
Całą czwórką ruszyli na podjazd kościoła, gdzie to pozostały już tylko dwa samochody. Jeden należący do Rilly, a którym to Stankiewicz miała dotrzeć do niewielkiego lokalu, w którym to zostało urządzone wesele Kurków oraz drugi udekorowany na wóz pary młodej, choć doskonale wiedziała, że to Bartman poświęcił w tym celu swoje auto. Stankiewicz pomogła włożyć do niego wszystkie bukiety, nie odzywając się przy tym słowem, co było powodem to utrapienia Riley.
- Przepraszam cię Di – wyszeptała panna młoda, a Diana uśmiechnęła się do niej pocieszająco unosząc przy tym obie dłonie ku górze.
- Nie masz za co. Tak jak mówiłam to twój dzień i chyba mamy się, z czego cieszyć – oznajmiła spokojnie wzruszając ramionami obojętnie by pomóc następnie przyjaciółce w zajęciu miejsca obok męża.
Bartman odjechał kierując się do lokalu, choć w pamięci pozostał mu widok Stankiewicz w bocznym lusterku. Po raz kolejny jego serce zabiło mocniej, jednak tym razem wydawał się to być nie tylko element zakładu, o którym co rusz sobie przypominał. W duchu dziękując za brak korków w Zielonej Górze pewnie wjechał na parking restauracji „Pod olszynką.” I właśnie wtedy wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał nawet w najśmielszych oczekiwaniach.
Mały tłumek otoczył samochód za wszystkich stron i nawet przez przyciemniane szyby dostawały się do środka błyski fleszy. Świeżo upieczona pani Kurek jęknęła płaczliwie na ten widok. W duchu czuła, że wszystko było zbyt idealne by mogło takie pozostać do końca, więc trzymając się kurczowo dłoni męża westchnęła ciężko.
W jednym momencie wjechał kolejny samochód i nikt nawet nie musiał sprawdzać, kto siedzi za kierownicą. Stankiewicz kilkanaście razy z uporem wciskała klakson, aż wreszcie z lokalu wypadła cała drużyna, która skutecznie odstraszyła natrętów.
- Nigdy więcej – powiedziała Rilla wtulając się ufnie w męża.
- A ja tam żałuję. Nie zdążyliśmy im dać porządnie lekcji, co do prywatności – skomentował jedynie Bartman z przebiegłym uśmiechem, a wszystkim ponownie poprawiły się humory.
Wesele miało odbyć się normalnie, chociaż przecież zawodnicy jak i Di z Rillą miały następnego dnia udać się już do Londynu. Na szczęście wszelki przygotowania odbyły się tuż po zakończeniu memoriału, więc wszyscy mogli szaleć. Kiedy tylko goście już zasiedli do stołów, na których to było widać kieliszki z czerwonym winem wstał Bartman z poważną miną.
- Tak, gdyby ktoś ze zgromadzonych nie wiedział: to ja poznałem Riley pierwszy. Patrzyłem na jej uśmiechnięta twarz i pierwszy, co mi przeszło przez myśl to "Woow, niezły tyłek." – Odczekał kilka minut by goście przy stołach wreszcie przestali chichotać. - Szczerze ją polubiłem i postanowiłem zabrać na imprezę, gdzie poznała swojego męża. Spokojnie nie musicie dziękować, wystarczy mnie wielbić na kolanach! – Ponownie przerwał by zgromadzeni z z coraz to szerszymi uśmiechami obserwowali jego poczynania. -W każdym razie podczas ich pierwszego spotkania czułem się jak w burzowy dzień. Niemal widziałem jak przeskakiwały pomiędzy nimi iskierki miłości. To za nie chcę dziś wznieść toast. Niech miłość, która was połączyła nigdy nie zgaśnie!
- Amen! - Krzyknął Nowakowski podnosząc już kieliszek do ust, ale Diana wstała pospiesznie skupiając na sobie uwagę zgromadzonych.
- Skoro Zbyszek już przemówił, teraz kolei na mnie. – Zaczęła z ociąganiem czując przyjemne dreszcze podczas wymawiania imienia Bartmana. - Poznałam Rillę, kiedy jeszcze jej piękne kasztanowe włosy miały ostro pomarańczową barwę marchewki. - Goście wybuchnęli śmiechem, a Di ciągnęła dalej. - Ale już wtedy była niesamowicie dobrą, przyjacielską i ciepłą osobą. Pamiętam, że wtedy bardzo mi pomogła i kiedy siadałyśmy w Zakopanem i patrzyłyśmy na góry, opowiadałyśmy o swoich marzeniach. I ona zawsze marzyła o domu, dzieciach i kochającym mężu. Więc właśnie w ten ważny dla niej dzień chciałabym wznieść toast za to i jeszcze wiele innych marzeń, które spełniły się lub spełnią w najbliższym czasie. – Powiedziała szklistym wzrokiem wpatrując się w przyjaciółkę, po której to twarzy zaczęły spływać łzy. - Muszę też lojalnie ostrzec Bartka. Jeśli ją skrzywdzisz… Zobaczysz, jaką zimną suką potrafię być.
Brunet pokiwał głową przyjmując ową informację do wiadomość, a wszyscy goście wykrzyknęli razem „Za Rillę i Bartka.” W tej samej chwili kobieta nachyliła się do męża, szepcząc mu coś do ucha.  Po chwili oniemiały mężczyzna wstał i ignorując jęki protestu Pita, powiedział:
- Zanim każdy skupi się na wypiciu swojej lampki wina, chciałbym wznieść jeszcze jeden toast. Za moją piękną żonę, która właśnie sprawiła mi największą niespodziankę na świecie. Ludzie, będę ojcem, będę ojcem! – Wykrzyknął radośnie ponownie całując Rillę tego dnia.
– Dobra – wtrącił Nowakowski nie wstając od stołu. – Nie to, że nie jestem romantyczny, ale jeśli jeszcze ktoś chce wznieść toast… Niech zrobi to teraz albo mu spuszczę łomot i zamilknie na wieki.
Wszyscy roześmiali się radośnie, a kapela, która została zatrudniona na uroczystość rozpoczęła tańce.
Najpierw para młoda, później rodzice, aż wreszcie większość wyszła na parkiet porzucając tymczasowo przepyszne dania. W tej mniejszość znalazła się Diana, która domagała się od Nowakowskiego zwrotu aparatu. Żałowała jedynie, do tej krótkiej sukienki nie pasowała jakaś bardziej pojemna torebka prócz kopertówki.
- Piotrek! Poproszę aparat – rozkazała stanowczo wyciągając w jego kierunku dłoń, ale ten spryciarz wykorzystując nad nią przewagę wzrostu uniósł lustrzankę w górę. Widzący całe zajście Żygadło roześmiał się serdecznie.
Blondynka uniosła obie brwi ku górze, zakładając ręce pod piersiami. Jeśli Nowakowski myślał, że zacznie go błagać o zwrócenie własności albo, co gorsza skakać do jego ręki to się grubo mylił.
- Oddaj aparat albo na następnym meczu wychwycę cię w najmniej spodziewanym momencie – zagroziła, a blondyn popatrzył na nią z zaskoczeniem.
- Zrobiłabyś to swojemu Pitowi? – Spytał uśmiechając się w ten swój uroczo-chłopięcy sposób.
- Bez wahania, jeśli nie oddasz aparatu – oznajmiła słodko przybierając minę niewiniątka.
W ten oto sposób lustrzanka wróciła do jej rąk i wreszcie Stankiewicz mogła wrócić do swojego żywiołu, czyli robienia zdjęć. Po krótkim czasie zrobiła kilka naprawdę śmiesznych ujęć, a jej faworytem stał się Bartman nad talerzem z tortem, który coś zawzięcie gestykulował. Drugie miejsce zajmowali Kurkowie, którzy myśląc, że choć przez chwilę nie są obserwowani całowali się namiętnie.
O tak szczęście i błogi spokój na twarzy Rilly były widoczne gołym okiem, a pewnie nawet i ślepy by go doświadczył gdyby tylko posłuchał, z jaką radością się tego dnia wypowiadała. Mimowolnie, jednak powracała myślami do wydarzenia z dziennikarzami w roli głównej, którzy przecież tak ich osaczyli. Miała cichą nadzieję, że to pierwszy i zarazem ostatni taki incydent.
- A podobno to Diana myśli o niebieskich migdałach – zaśmiał się Bartman, który według niej pojawił się znikąd. – Nie martw się. W końcu to twój ślub, a ich zwykle nie bierze się dwa razy.
Spojrzała na swojego męża, który tańczył z jej matką i rozluźniła się ponownie by z szerokim uśmiech obserwować jak Adam Kurek zmierza w jej kierunku prosząc synową do tańca.
- A ty, na co czekasz? Wyciągaj Di na parkiet – rzuciła na odchodne, a brunet ruszył w kierunku Stankiewicz, która właśnie uwieczniła rodzinkę Winiarskich z Pitem w tle.
Obrzucił jej sylwetkę długim spojrzeniem począwszy od blond loków, które okalały jej głowę po rozkloszowaną czerwoną sukienkę z dekoltem w kształcie serca, sięgającą około dwudziestu centymetrów przed kolano. Uśmiechnął się pewnie by dwukrotnie puknąć ją w ramię. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę umieszczając na jego twarzy spojrzenie zielonych oczu i nim zdążył zareagować nacisnęła spust migawki tym samym robiąc zdjęcie. Widocznie zadowolona z efektu uśmiechnęła się szerzej ukazując w policzkach dwa dołeczki.
- Może zatańczymy? – Zaproponował wyciągając prawą dłoń, a ona spojrzała na nią nieufnie.
- Muszę robić zdjęcia – wytłumaczyła wzruszając ramionami, ale ścisnęła w dłoniach mocniej aparat.
- Pit się tym zajmie, prawda Cichy? – Zawołał kierując pytanie do stojącego nieopodal Nowakowskiego.
- Teraz to Pit, a wczoraj to bęcwale – Bartman posłał blondynowi ciężkie spojrzenie, na co ten uśmiechnął się promiennie odbierając od Stankiewicz aparat.
Uspokajając się myślą o zakładzie poprowadził dziewczynę na parkiet by dostrzec jeszcze uśmiechającą się Rillę. Mieli akurat to szczęście, że rozpoczęła się nowa piosenka, a konkretniej tzw. przytulaniec. Przysunął się bliżej Diany, czując przy sobie jej drobne ciało. Nie miał zamiaru przegrać, a dodatkowo życie w celibacie aż do września tym bardziej mu się nie uśmiechało. Wypadało, więc załagodzić jakoś ich relację. Kierując się ową myślą oznajmił śmiało:
- Właściwie to chciałem cię przeprosić za kiepski początek znajomości. Mam ciężki charakter, ale podobno zyskuję przy bliższym poznaniu – oznajmił szczerze obracając ją.
- Podobno – skomentowała jedynie z tajemniczym uśmiechem. – Ja też nie jestem bez winy, więc przepraszam cię za sytuację w barze.
- Zacznijmy od nowa. Z czystymi kartami – oznajmił, a gdy pokiwała głową delikatnie na znak zgody, spytał: - Opowiedziałaś nam o marzeniach Rilly z Zakopanego, a jakie były twoje?
- To długa historia…
- Mi się nie spieszy.
- Ale piosenka się kończy – trafne i prawdziwe spostrzeżenie, ale on nie miał zamiaru się poddać.
- Będzie następna.
- To nic wielkiego. Po prostu chciałam znowu tańczyć – westchnęła, kiedy melodia zmieniła się na nieco żywszą.
- Znowu? – Powtórzył zaintrygowany ognikami w jej oczach.
- Moja matka to była baletnica. Od małego mnie uczyła, a później zaczęłam pobierać lekcje u profesjonalistów. W wieku sześciu lat występowałam już w przedstawieniu tanecznym jako Calineczka. Rok później wyjechałam po raz pierwszy na zagraniczne warsztaty, do których to zwyczajnie się przyzwyczaiłam. Hiszpania, Francja, Brazylia, Wielka Brytania, Argentyna… Zwiedziłam trochę świata. Sam z resztą to rozumiesz. Wszystko podporządkowałam baletowi i nauce języków. Na zawarcie prawdziwych przyjaźni nie miałam czasu i wróżono mi wielką karierę. Określana dziewczynka jako nad wiek dojrzała w rzeczywistości chciała… Potrzebowała domu. Takiego prawdziwego. Z ojcem, którym zabierał ją na mecze, a nie pracował do późnych godzin i troskliwą matką.
- Czemu przestałaś tańczyć? – Przerwał opowieść czując się znacznie ciężej na duszy niż jeszcze kilka minut temu.
- Nie miałam wyboru. Na wakacjach po szóstej klasie matka zawiozła mnie do Zakopanego na casting do przedstawienia. Wszystko zapewne skończyłoby się dobrze gdybym podczas ostatniego piruetu nie poślizgnęła się na piórze z kostiumu poprzedniczki – widząc wstrząśniętą minę mężczyzny wyjaśniła: - Balet to świat wielkich indywidualności. W przeciwieństwie do siatkówki tam konkurencje za wszelką cenę się likwiduje, a słabe kostki i grawitacja jak wiesz to złe połączenie. – Pokiwał powoli głową przytakując. – Kontuzja trwała dwa tygodnie, które spędziłam w sanatorium na rehabilitacji i treningach. Na pierwszej próbie nie dałam rady wykonać prostego układu. Ból był zbyt silny, więc mama zawiozła mnie do kolejnego specjalisty. Jako pierwszy powiedział mi, że taniec w moim przypadku jest już niemożliwy, a staw został uszkodzony. Tego samego dnia poznałam Rillę i to dzięki niej zrozumiałam pewną bardzo ważną rzecz.
- Jaką? – Zapytał szczerze zaciekawiony spoglądając na zamyśloną Stankiewicz.
- Uwielbiałam balet, bo tylko wtedy matka poświęcała mi uwagę i choć go kochałam to nigdy nie wkładałam w niego choćby połowę serca, co w fotografie. Dzisiaj śmiało stwierdzam, że to taniec to wielka miłość mojej mamy.
- Miałaś trochę jak ja z siatkówką. Ojciec od dziecka pchał mnie w jej stronę i nigdy nie pozwalał spocząć na laurach. Z tą różnicą, że ja pokochałem ten sport całym sobą i do dzisiaj mu za to dziękuję… Ty za to z matka nie dogadujesz się najlepiej – stwierdził mając w pamięci incydent sprzed kościoła.
- Odebrała mi całe dzieciństwo, więc przykro mi, ale nie będę jej nosić na rękach. To rodzice Rilly traktowali mnie jak córkę nie ona. Do końca miała nadzieję, że jednak z moją noga uda się coś zrobić. Bezgranicznie w to wierzyła. Nie liczyło się dla niej ryzyko operacji, jakiej chciała mnie poddać. Bylebym tańczyła. Wyrzuciła mój pierwszy aparat. Podarła na kawałki zdjęcia, które robiłam. No i jeszcze dochodzi sprawa Maxa… - bąknęła zarumieniona nim zdążyła ugryźć się w język.
- Maxa?
- Poznałam go w ostatniej klasie gimnazjum. Od pierwszego spotkania czułam, że nasza znajomość musi mieć ciąg dalszy. Nie ważne, jaki. Po prostu dalszy. Zakochana w nim po uszy nie dostrzegałam kłamstw. Postrzegałam go jako ideał. Tancerz, przystojny, zabawny… Byłam z nim parą przez długi okres czasu, czego moja matka oczywiście nie pochwalała. Ona widziała u mojego boku statecznego prawnika, wykazując się w tym punkcie kompletną hipokryzją. Ile to łez wylałam, ile to razy nie spałam po kłótniach o Maxa… Tego nie zliczą nawet najtęższe umysły. W końcu wyprowadziłam się z domu rozpoczynając studia i samodzielne życie. On zapatrzony w czubek nosa i ja zapatrzona w niego… Ciekawe połączenie, nie sądzisz? W końcu, jednak wybrał karierę zamiast mnie, a ja uznałam, że skoro jest na tyle głupi, aby odejść to będę na tyle mądra, żeby mu pozwolić.
- I miałaś rację! – Krzyknął, na co ona zaśmiała się dźwięcznie. – Masz talent, tupet i urodę… Przed takimi kobietami świat stoi otworem.
- Dziękuję, choć akurat tupet mogłeś sobie darować – mruknęła z uśmiechem, a kolejna piosenka dobiegła do końca. – Muszę wrócić do Pita, bo znowu nie będzie się bez szantażu w celu odzyskania aparatu. Pewnie biedaczek czuje się wykorzystany.
- On lubi być wykorzystywany – zaprzeczył szybko Zibi, a blondynka pokręciła głową z uśmiechem.
- Dziękuję za oba tańce.
- A ja za opowieść i życzę sobie kolejnych z twoich ust.
- To nie koncert życzeń – powiedziała odchodząc do Nowakowskiego, który szczerzył się pogodnie w jej kierunku.
- Pomarzyć zawsze wolno – skomentował, kiedy Rilla stanęła przy jego boku z oszałamiającym uśmiechem, więc tym razem to ją poprosił do walca. Kątem oka widział jeszcze jak tym razem to pan młody przejmuje aparat Stankiewicz i kieruje obiektyw na śmiejącą się Di, która prowadzona przez Pita kierowała się na parkiet.
- Wiesz, że mam urodziny 18 grudnia, Di? – Spytał blondyn.
- Teraz już tak.
- To świetnie.
- Czemu? – Blondynka ewidentnie zagubiła się w logice Pita, o czym świadczyła drobna zmarszczka pomiędzy brwiami.
- Wiesz bardzo polubiłem twój aparat z chęcią przyjąłbym podobny jako prezent urodzinowy – zaśmiała się ponownie w duchu zapisując ową uwagę.
- Słodcy są – skomentowała Rilla do Bartmana widok tańczących przyjaciół.
- Nie tak bym ujął ten widok.
- Zazdrosny?
Wzruszył jedynie ramionami w odpowiedzi wiedząc, że nie może nawet słowem wspomnieć o zakładzie. Kasztanowłosa przecież przekazałaby wszystko Stankiewicz, a to skutecznie by ją od niego odsunęło i na dodatek pewnie pchnęłoby w ramiona Nowakowskiego.
Tylko jeden ostatni taniec
Zanim powiemy do widzenia
Kiedy się kołyszemy i obracamy i dookoła i dookoła
To jest jak pierwszy raz
Tylko jedna ostatnia szansa
Weź mnie mocno i rozgrzej
Bo noc jest zimna a ja
Nie wiem kogo jestem
Tylko jeden ostatni taniec

***

Nie wiem czy ktoś jeszcze żyje, ale na wszelki wypadek informuję Was, że obie Autorki mają się dobrze, choć ich serca czują się źle. Ma ktoś może jakąś instrukcję obsługi facetów?
Pozdrawiamy,
I&F.

2 komentarze:

  1. Ja żyję! Ja żyję! Chociaż co to za życie... Innymi słowy, szkoła to zło wcielone i znów daje mi w kość. Ale do tego już chyba wszyscy przywykliśmy, a poza tym nie o tym miałam pisać.

    Rozdział świetny, jak zwykłe. Ech, wesela... Coś pięknego, prawda? Te ich toasty przebiły wszystkie, których słuchałam do tej pory pory. Uśmiałam się przy tym :) I z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię Pita. Jest po prostu wspaniałą postacią. I jak tu się nie śmiać? :) No tak, Di i Bartman... Że niby to wszystko tylko dla zakładu? A on wcale nie jest zazdrosny? Kurczę, co faceci mają w tych głowach? Coś mi mówi, że ich intrukcja obługi chyba przydałaby się nam wszystkim. Ech, co za życie...

    Pozdrawiam serdecznie,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam śluby i wesela, a to wesele było świetne! Przychylam się do zdania koleżanki wyżej - toasty wymiatają, a Pita nie da się nie lubić :)

    OdpowiedzUsuń

Nagłówek pochodzi ze strony szablonownica.blogspot.com