15 listopada 2012

Rozdział 9 „Hello”





Byłem sam z Tobą w moich myślach
I w moich snach
Całowałem Twoje usta tysiąc razy
Czasem widzę jak mijasz moje drzwi
"Hello"
Czy jestem tym którego szukasz?
Mogę zobaczyć to w Twoich oczach
Mogę zobaczyć to w Twoim uśmiechu
Jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek pragnąłem
I moje ramiona są szeroko otwarte
Bo wiesz dokładnie, co powiedzieć
I wiesz dokładnie, co zrobić
I tak bardzo pragnę Ci powiedzieć
Kocham Cię


24 lipca 2012r.

            - Nie, powiedziałem już Kurek, że się na to nie zgadzam.
            - Ale trenerze… - jęknął siatkarz.
           - Nie. – Anastasi pozostał nieugięty. Spojrzał ponuro na zawodnika i dodał: - Pozwoliłem ci mieszkać z Rillą, a nie w hotelu? Pozwoliłem. Zezwoliłem na ślub, chociaż odbył się tuz po memoriale i tuż przed igrzyskami? Zezwoliłem. Zgodziłem się, by Rilla spała w pokoju z tobą, a nie gdzieś w centrum Londynu? Zgodziłem się. Ale w samolocie będziesz siedział razem z drużyną i słuchał tego, co mam wam do powiedzenia, czy ci się to podoba czy nie. Zrozumiano? Dwie godziny bez niej wytrzymasz, a jestem pewien, że ona chętnie od ciebie odpocznie, bo twoja nadopiekuńczość denerwuje nawet mnie, a co dopiero ją. I wszystko jasne?
            - Tak, trenerze.
           - No to szuraj po bagaże. Raz, raz! – Kiedy Bartek zniknął za drzwiami, Anastasi porozumiewawczo mrugnął do Rilli. Pozwoliłby Kurkowi spędzić podróż w towarzystwie żony, ale ta poprosiła go, by zajął jej męża czymś innym. Chciała… nie, musiała porozmawiać z Dianą, której zachowanie coraz bardziej ją martwiło.
            Przyjaciółka z jednej strony wydawała się szczęśliwsza. Częściej żartowała, czuła się świetnie w towarzystwie siatkarzy i często prowadziła koleżeńskie rozmowy nawet z Bartmanem. Jednak z drugiej strony – i prawdopodobnie jedynie Riley to zauważyła – była jakby nieobecna duchem i zdarzały jej się dziwne i smutne komentarze na różne tematy.
            Rilla się martwiła.
            Dlatego też szybko ruszyła na zewnątrz, by wśród zgrai zawodników odnaleźć przyjaciółkę.
            Di rozmawiała właśnie z Cichym Pitem, który nie potrafił zrozumieć, dlaczego Stankiewicz nie potrafi roześmiać się z jego – jakże śmiesznego! – dowcipu.
            - Aparatko, co się dzieje? – zapytał szczerząc zęby w uśmiechu.
            - Nic, Piotrek. – Nerwowo odgarnęła kosmyk splątanych włosów z twarzy. – Czuję się świetnie i absolutnie nic mi nie jest.
            - Taaa, jasne. Jeszcze wczoraj byłaś normalna. A potem już nie. Kiedy to się zmieniło? O, kurcze…
            - Co, Pit?
           - Byłaś normalna aż do tańca i rozmowy z Bartmanem – orzekł Nowakowski, spoglądając spode łba na ZB9, który właśnie szedł w ich kierunku.
           - Skoro już o Zbyszku wspomniałeś – zaczęła Di, nieświadoma tego, że Zibi stoi kilka kroków za nią. – Oboje mamy podobny problem. On często mówi to, czego wcale nie chce powiedzieć. A ja często myślę o tym, czego absolutnie nie chcę wspominać.
          - A skąd ty możesz wiedzieć, kochana, co ja chcę powiedzieć, a czego nie? – Głos Bartmana przyprawił ją o dreszcz i gęsią skórkę, która nagle wstąpiła jej na ramiona. Odwróciła się i zadarła głowę do góry, by spojrzeć w te stalowe oczy, których wyraz sprawiał, że serce zaczynało bić jej szybciej. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem i w końcu Zibi niechętnie spojrzał na Pita, i rzucił: Cichy, trener chce cię widzieć.
            - A czego on ode mnie chce? – Zapytał raczej ze złością niż ciekawością w głosie.
         - Nie wiem, może sam się go zapytasz? – Zakpił Bartman i ponownie spojrzał na Dianę, która w dalszym ciągu się w niego wpatrywała tymi intensywnie zielonymi oczętami. Kiedy Pit odszedł, przeklinając na czym świat stoi, odezwał się do niej z uśmiechem: - Nie miałem jeszcze okazji podziękować ci za wczorajszy wieczór.
            - Nie ma za co. To był tylko taniec – odpowiedziała, błędnie interpretując sens jego słów. Zbyszek zaśmiał się jakoś nienaturalnie, wymuszono.
            - Nie chodziło mi o taniec, a przynajmniej nie tylko. Dziękuję za to, że zajęłaś się Rillą. Ona jest dla mnie jak siostra. I dziękuję za tą rozmowę. Dawno nie miałem okazji szczerze z kimś pogadać. I dziękuję jeszcze za to, że obdarzyłaś mnie, chociaż taką odrobiną zaufania, by opowiedzieć mi nawet bolesne szczegóły swojego życia. To... – zamilkł, szukając odpowiedniego słowa – zaszczyt dla mnie, że zawierzyłaś mi w takiej sprawie. Chciałem ci powiedzieć, że zawsze możesz się do mnie zwrócić o pomoc. Tylko tyle. Dziękuję. – Z satysfakcją obserwował jej zaskoczony wyraz twarzy i rumieniec, który powoli oblewał jej twarz. Poczuł też dziwne ukłucie w piersi i czuł, że powinien ją przytulić. I coś w głębi serca mu podpowiadało, że to nie chodziło o zakład. „Kurde, Bartman!” zbeształ się w myślach „Oczywiście, że tu chodzi o zakład. Zawsze chodziło tylko o zakład. Przecież ona nie jest w moim typie” usilnie próbował przekonać sam siebie do tej wersji wydarzeń, ale nawet jemu samemu wydawała się ona niewiarygodna.
            - Kurczę, Bartman! – Wykrzyknęła Di, gdy tylko odzyskała zdolność mówienia. – Od każdego spodziewałabym się czegoś podobnego, ale nie od ciebie. I absolutnie nie masz, za co mi dziękować. Dla mnie też Rilla jest jak siostra. A ta rozmowa… To ja gadałam cały czas, a ty wysłuchiwałeś moich żali. To ja powinnam ci dziękować i… - urwała, gdy Zibi nagle wyciągnął ramię w jej stronę. W pierwszym momencie pomyślała, że chce ją uderzyć i odruchowo odsunęła głowę. Bartman nie dał po sobie poznać, że zabolała go reakcja dziewczyny i zrobił to, co miał zamiar zrobić chwilę wcześniej, czyli odgarnął zbłąkany kosmyk blond włosów z twarzy fotografki. Na zdziwione spojrzenie dziewczyny odpowiedział tylko szczerym uśmiechem.
            - Co ty… - zaczęła Di.
            - Wiesz co? Chyba jednak polubię odcień twoich włosów – wszedł jej w słowo uśmiechający się jak gdyby nigdy nic Bartman.
            - Przez jedną rozmowę? – zapytała z ledwie wyczuwalną kpiną w głosie.
            - Nie, przez całokształt – oznajmił ZB9, doskonale odczytując ten ukryty sarkazm. Spojrzeli sobie w oczy i gdyby to Di stała z boku, a nie w środku tego zamieszania, zrobiłaby im zdjęcie, uznając, że pięknie razem wyglądają. Ale to nie ona pierwsza doszła do takiego wniosku.
            Żadne z nich nie miało pojęcia, że ktoś uważnie i z radosnym uśmiechem na twarzy przygląda się ich rozmowie. Riley obserwowała ich spod pięknej brzozy, o którą się opierała. Natknęła się na Di, Zbyszka i Pita, gdy szukała przyjaciółki. Bardzo nie chciała naruszać ich prywatności, ale nie mogła oderwać od nich oczu. Przypomniała sobie iskierki, o których wspomniał Zbyszek w swoim toaście i mogła przysiąc, że takie same skaczą pomiędzy Bartmanem i Stankiewicz. Kiedy mężczyzna wyciągnął rękę w kierunku blondynki i odgarnął jej włosy za uchu, zadrżała i przypomniała sobie mimowolnie pierwszą rozmowę w cztery oczy z Bartkiem.
            Oparła się o balustradę na balkonie i spojrzała na miasto i tysiące drobnych światełek w oknach. Odetchnęła z ulgą po bardzo ciężkim, męczącym i dłużącym się do granic możliwości dniu. Wywiad z Bartmanem, którego od razu polubiła i który – w ramach integracji z zespołem – zabrał ją na wspólną imprezę. Była mu za to niezmiernie wdzięczna, gdyż bardzo trudno byłoby się jej odnaleźć w tej wielkiej siatkarskiej rodzinie, w której każdy na każdego może liczyć.
            Ona zawsze mogła liczyć tylko na siebie.
            Czuła się nieswojo i dziękowała Bogu, że postawił na jej drodze nie tylko Zbyszka, ale także przyjacielskiego Winiara, przesłodkiego Cichego Pita, zdystansowanego Możdżonka, optymistycznie nastawionego do świata Igłę, spokojnego Ruciaka… I tak, dziękowała też za Kurka, którego nie potrafiła opisać jednym słowem czy zdaniem. Nie mogła go rozgryźć. Raz wesoły, sympatyczny, szalony – za chwilę cichy, nierozmowny i nad wyraz spokojny. Nie wiedziała, co było powodem takich nagłych zmian i wahań jego charakteru, ale czuła, że chce i musi odkryć jego tajemnicę. Tajemnicę chłopaka, w którego oczach, głosie i uśmiechu zakochała się od pierwszego wejrzenia, choć sama przed sobą nie chciała się do tego przyznać.
            - Dam grosik za twoje myśli – rozległ się zza jej pleców głos siatkarza, który pochłonął jej myśli. Odwróciła się i z zaskoczeniem odkryła, że stoi dosłownie pół metra przed nią. Mogła prawie poczuć jego ciepły oddech na swojej twarzy. No może nie zupełnie na swojej twarzy, bo nawet w szpilkach była od niego niższa prawie dwadzieścia centymetrów. Uśmiechał się zawadiacko, a Rilla musiała mu uczciwie przyznać, że uśmiech ma zachwycający.
            - Za grosik nie sprzedam – odezwała się wesoło i potrząsnęła głową, chcąc odgonić natarczywe myśli. „Przyjacielska rozmowa, nic więcej. Przyjacielska rozmowa, przyjacielska…”.
            - Masz rację, są warte o wiele więcej, ale obecnie dysponuję jedynie – urwał i sprawdził kieszenie – dwudziestoma pięcioma groszami. Zawsze jednak mogę to wziąć na kredyt, nieprawdaż?          
- Prawdaż, ale nie polecam – odpowiedziała z uroczym błyskiem w oku. Coraz bardziej zaczynała ją bawić ta konwersacja. Musiała też przyznać, że była to całkiem miła odskocznia po ciężkim dniu pracy.
            - Zaryzykuję, jeśli stawką będzie okazja do kolejnej rozmowy z tobą, aniele. Wtedy cena i środki nie mają najmniejszego znaczenia.
            - Nigdy nie mów do mnie „aniele”. – W jej głosie zabrzmiała dziwna wrogość i dziewczyna odwróciła się plecami do siatkarza. Ten, na początku zszokowany, zaczyna rozumieć nagłą zmianę nastawienia dziewczyny w stosunku do niego.
            - W porządku, jeśli tego sobie nie życzysz, nie będę cię tak nazywał – zaczął ostrożnie, badając reakcję Riley na jego słowa. Uznał, że była całkiem niezła, więc pociągnął dalej: - Czy coś się stało, że zniechęciło cię do tego idealnie cię opisującego rzeczownika?
            - Owszem, ale nie chcę o tym rozmawiać. – Ponownie odwróciła się, by spojrzeć mu w oczy. Nogi się pod nim ugięły na widok jej pięknych, niebieskich oczu. – Nie dzisiaj, nie teraz.
            - Oczywiście, kiedyś mi powiesz. Może. – Bartek miał ochotę przytulić dziewczynę i obronić ją przed tym, co już ją kiedyś zraniło. Cokolwiek to było.
            - Tak, kiedyś. – Dziewczyna spojrzała na rozgwieżdżone niebo nad nimi i nagle zmieniła temat: - Jak zaczęła się twoja przygoda z siatkówką?
            - To część wywiadu? – zapytał Kurek, który zaczął się obawiać, że cała ta miła atmosfera to tylko sztuczka dziennikarki, która czeka na ciekawy temat artykułu, którego nie zamierzał jej dostarczyć. Dostała zlecenie, by pisać o ich poczynaniach sportowych. Nic więcej.
            - Nie, przepraszam. Po prostu byłam ciekawa. Czasem mam wrażenie, że ludzie w wywiadach mówią inne rzeczy, niż myślą. Przepraszam.
            - Nic nie…
            - Cieszę się, że cię poznałam, Bartek. – Kiedy Kurek spojrzał na dziewczynę, zobaczył w jej twarzy wszystko to, o czym kiedykolwiek zdążył zamarzyć.
            - Hej, piękna! Odpłynęłaś? – Usłyszała za sobą głos męża. Potrząsnęła głową, żeby wymknąć się z objęć wspomnień i uniosła głowę, by mógł pocałować ją w usta.
            - Wspominałam, ale to już nieważne. Kochanie, mam do ciebie prośbę.
            - Twoja prośba jest dla mnie rozkazem – odpowiedział i w imaginowanym ukłonie ściągał również wyimaginowaną czapkę z głowy. Rilla nie mogła powstrzymać chichotu, ale chwilę później zagryzła dolną wargę w ten charakterystyczny tylko dla niej sposób.
            - Porozmawiaj ze Zbyszkiem, dobrze? Ale nie odpuszczaj, gdy tylko spróbuje cię spławić. Drąż temat aż do skutku.
            - Po co? – Zdziwiony Kurek podrapał się po głowie.
            - Spójrz tylko na nich. – Kiwnięciem głowy wskazała mężowi parę rozmawiającą w altanie. – Coś z tego będzie, tylko oboje są zbyt uparci, by to przyznać. Ja biorę na siebie Di, a ty Zibiego, okay?
            - Jasne, jasne, ale wiesz, że jestem słaby w takich sprawach…
            - To twój przyjaciel! – krzyknęła oburzona i uderzyła go pięścią w ramię. – Jak może być tak obojętny?
            - No dobra, dobra. Zrobię, co w mojej mocy. – Ponownie pocałował żonę i ruszył w stronę altany, ciągnąc za sobą żonę. Machnął w kierunku przyjaciół i krzyknął: - Hej, gołąbeczki! Nie chciałbym przerywać, ale spóźnimy się na samolot.
            Godzinę później wszyscy przechodzili odprawę celną, a kolejną godzinę później zajmowali miejsca na pokładzie. Rilla, zapinając pas, odwróciła się w kierunku Di z miną niewiniątka zapytała:
            - Di, czy coś pomiędzy tobą i Zbyszkiem się zmieniło? – Diana szybko schowała głowę w torbię pod pozorem poszukiwania telefonu, ale nie udało jej się ukryć rumieńca, który błyskawicznie oblał jej twarz.  – Ha, mówiłam, że go polubisz!
            - Faktycznie, miałaś rację, co do niego…
            - Czekaj, czekaj… - Wyraz twarzy Rilli gwałtownie się zmienił. – Ty go nie tylko lubisz… Zakochałaś się?
To z pewnością miało być pytanie, ale zabrzmiało raczej jak stwierdzenie faktu. Stankiewicz z udawanym oburzeniem pokręciła głową i szepnęła:
            - Zwariowałaś, nie mów takich rzeczy! Jeszcze ktoś usłyszy i zarówno ja, jak i Zbyszek, będziemy mieć problemy.
            - Aha, czyli jednak! – wykrzyknęła z satysfakcją przyjaciółka i z chytrym uśmieszkiem zapytała: - Kiedy twój stosunek do niego się zmienił?
            - Przełomem była chyba kolacja u was. Był taki… inny. Normalny, ludzki, ciepły. Potem z każdą chwilą utwierdzałam się w tym przekonaniu. A potem na weselu, podczas tańca, opowiedziałam mu o swoim życiu i problemach, czego przeważnie nie robię.
            - Powiedziałaś mu o tańcu i problemach z matką? – zapytała Rilla, choć doskonale znała odpowiedź.
            - Tak. I o Maxie.
            - Nie no, teraz to mnie zaskoczyłaś! Naprawdę cię wzięło. Kiedy ślub?
            - Och, daj spokój. Po prostu uważam, że jest przystojny i miły – zachęcona uśmiechem przyjaciółki, pociągnęła dalej – i nawet zabawny. I ma takie piękne oczy. I dołeczki w policzkach, kiedy się uśmiecha i…
            - A kto jeszcze parę miesięcy temu mówił, że się nigdy nie zakocha? – zapytała młoda mężatka, a po chwili przytuliła przyjaciółkę i, czując spływające po policzkach łzy wzruszenia, szepnęła: - Tak się cieszę, kochanie. Tak bardzo się cieszę…
            W tym samym czasie w części samolotu poświęconej tylko i wyłącznie siatkarzom, wrzało. Anastasi ciskały gromy, wściekły na Nowakowskiego i Ignaczaka, którzy nastraszyli stewardessę, mówiąc, że są zamachowcami-samobójcami, mają bomby i nie zawahają się ich użyć. Biedaczka tak się wystraszyła, że zasłabła i usiadła prosto na kolanach Kosoka, który w zupełności nie miał nic przeciwko. Kiedy atmosfera zrobiła się nieco bardziej znośna, Bartek postanowił spełnić obietnicę daną żonie i porozmawiać z przyjacielem.
            - Słuchaj, Zibi.
            - Słucham.
            - Widzę, że dogadaliście się z Dianą i bardzo się z tego cieszę, zważywszy na to, że ty jesteś moim najlepszym przyjacielem, a ona to najbliższa mojej żonie osoba, ale – Bartek wziął głęboki oddech – zastanawiam się, czy to tylko koleżeńskie stosunki, czy może coś więcej.
            Bartman spojrzał na niego z szokiem wymalowanym na twarzy:
            - Bartek, no co ty?! – Kurek uniósł ręce w geście obronnym i dodał:
- To moja żona! Ona mi kazała z tobą pogadać.
            - Ach, moja kochana Rilla. – Uśmiechnął się na wspomnienie przyjaciółki. – Mogłem się tego spodziewać. Pewnie kazała ci drążyć temat do skutku. Nie przejmuj się, ja z nią pogadam, nie musisz się już męczyć.
            - Dzięki – westchnął z ulgą Bartek.
            - Nie ma za co – odpowiedział Zbyszek i spojrzał w małe okienko. Zastanawiał się, o czym myśli teraz Di i czy również wspomina ich rozmowę. I choć bardzo chciał wierzyć w to, że jest to tylko wina zakładu, czuł gdzieś w głębi serca, iż to coś o wiele poważniejszego.
            Sięgnął, więc po telefon i wystukał do niej esemesa, choć wiedział, że odczyta go dopiero po wylądowaniu w Londynie. Nie mógł się powstrzymać, chciał utrzymywać z nią kontakt, a ta wiadomość miała być tego symbolem.
„Cześć, jak mija Ci podróż? Mam nadzieję, że lepiej niż mnie. Co tam, na pewno! Towarzystwo Rilli jest z pewnością milsze niż tych w części niedorozwiniętych pacanów. No nic. Co ty na jakiś spacer już na miejscu? Zresztą, nie odpowiadaj. Znajdę Cię na miejscu. Całuję i ściskam – ZB9.”

„Hello”
chciałem Ci tylko powiedzieć
Bo dumam gdzie jesteś
I myślę co robisz
Czy gdzieś czujesz się samotna
Lub czy ktoś gdzieś Cię kocha
Powiedz mi jak zdobyć Twoje serce
Bo nie miałem sposobności
Ale pozwól mi zacząć od słów -
”Kocham Cię!”



***
Przepraszamy za opóźnienia, ale niestety obie autorki nie grzeszą zbyt dużą ilością czasu wolnego. W weekend to nadrobimy. Słowo harcerek.
Pozdrawiamy,

I&F.

2 komentarze:

  1. Wybaczcie, że tak późno komentuję, ale jak zwykle szkoła itd... Brak czasu i mi się udziela. Ale w końcu nastał ten upragniony weekend i mogę spokojnie ponadrabiać wszelkie zaleglości :)
    Rozdział naprawdę wspaniały. Prawdę mówiąc, to chyba mój ulubiony jak do tej pory. Brawo dla Bartmana - nareszcie uświadomił sobie, że tu nie chodzi tylko o zakład. Ech, to się nazywa opóźniona reakcja. Albo po prostu wszyscy faceci są tak samo ślepi, nawet gdy chodzi o ich własne uczucia. Licho wie... Cóż, na miejscu Rilley chyba też nie mogłabym się powstrzymać od patrzenia na nich. No i bardzi dobrze, że w samolocie porozmawiała z Dianą. Swoją drogą, ciekawa jestem jak zareaguje nasza Di, gdy przeczyta esemesa. A pierwsza rozmowa Rilley i Kurka - perfect :)

    Pozdrawiam serdecznie,

    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  2. No i to mi się podoba. Zbyszek poszedł po rozum do głowy. Bardzo mi się to spodobało. W ogóle rozdział jest bardzo fajny, przeczytałam z zapartym tchem.
    Przepraszam, że zawsze się spóźniam z komentarzami, ale tylko w weekendy mam czas na nadrobienie zaległości :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Nagłówek pochodzi ze strony szablonownica.blogspot.com